Strony
▼
środa, 13 lipca 2016
Przypadkiem wcielony czyli Guy X
W post-apokaliptycznym opowiadaniu z lat osiemdziesiątych Jane Fonda drapała się z namysłem po kroczu. Na pewno teraz by tak robiła, gdyby miała pisać o tym filmie. A co mam zrobić ja, skoro nie mam pod ręka krocza Jane? No bo Jason Biggs nie gra tu typowego dla siebie ostatniego kretyna, jego bohater trafia do bazy wojskowej na Grenlandii w końcu lat siedemdziesiątych pod innym nazwiskiem, choć to wynik urzędowej pomyłki, a nie element misternego planu agenturalnego. Przez chwilę mamy klimaty takie jak w opowiadaniu o pipoku (też z lat osiemdziesiątych), czyli satyryczne, skoro nasz bohater ma ni z tego, ni z owego zająć się wydawaniem gazetki. Flirt z sierżantem płci żeńskiej jeszcze to wrażenie wzmacnia, ale wkrótce okazuje się, że baza ma mroczny sekret związany z przeszłością jej szefa, czyli utrzymywane w stanie wegetatywnym ofiary akcji wojennej z Wietnamu. Czasami nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Po obejrzeniu tego dzieła wiadomo: ani to, ani to. Jak się głębiej zastanowić, to chyba i w krocze nie warto się drapać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz