Strony

czwartek, 28 lipca 2016

Narzeczony z Tokio czyli Tokio Fiancée

W tytule oryginalnym jest narzeczona, ale polski patriarchat zadecydował, że w tłumaczeniu będzie inaczej. Zapowiada się dobrze, bo dwudziestoletnia Amelia przybywa do Japonii, kraju lat dziecinnych, z którego jako mała dziewczynka wróciła z rodzicami do Belgii. Moglibyśmy liczyć zatem na dawkę egzotyki w zetknięciu Europejki z japońskimi realiami, ale cały dalekowschodni koloryt sprowadza się do mechanicznego pieska i zestawu utensyliów kuchennych z podgrzewarką do pizzy. Reszta to historia dziwnego romansu, w którym nie ma szalonych uniesień, porywów serca, ani gorącej namiętności. To oczywiście bardzo oryginalne, ale na dłuższą metę raczej niestrawne. Zabójczy cios tej ledwie tlącej się miłości zadała katastrofa naturalna, która doprowadziła do poważnej awarii w Fukuszimie. Jak widać, katastrofy mogą prowadzić też do dobrych skutków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz