Strony

wtorek, 26 lipca 2016

All Roads Lead to Rome

O matko! A nawet matko z córką! Tak właśnie, bo Maggie zabrała córkę Summer na wakacje do Włoch. Krąży legenda o publikacji naukowej pani Łybackiej, w której zdaniem recenzenta wyniki dzieliły się na banalne i oryginalne, przy czym te drugie były fałszywe. W tym filmie są klisze, a wszystko, co mogłoby być odskocznią od sztampy, jest okropnie głupie. Naburmuszona córka w wieku cielęcym mająca pretensje do matki co? Odkrywa w końcu, że Maggie to równa babka. Niewidziany przez dwadzieścia lat ukochany co? Oczywiście cały ten czas tęsknił i zachował wierność, choć nie mógł liczyć na powrót ukochanej. Jego matka niby jest szurnięta, a co? Oczywiście pragnie wyrwać się do ukochanego sprzed pięćdziesięciu lat, w czym przypadkowo pomaga jej Summer. Nie wiadomo, dlaczego całkiem fizycznie i umysłowo wydolna staruszka nie może sama po prostu pojechać do Rzymu. Poza tym we Włoszech jest w zasadzie jeden policjant, który spisuje skargi, prowadzi śledztwa, a na koniec przewodniczy czemuś w rodzaju kolegium. A że jest przystojny, możemy to twórcom filmu wybaczyć. Reszty - nie.

PS. Najśmieszniejsza dla mnie scena w tym filmie to ta, w której Summer dzwoni z Włoch do ukochanego z telefonu matki, która wcześniej pozbawiła córkę jej własnego telefonu. Przypuśćmy, że Maggie nie założyła sobie blokady, bo po co. Ukochanego Summer nie ma w kontaktach, więc dziewczyna po prostu wybiera numer do niego, cyferka po cyferce. W czasach smartfonów założenie, że ktoś pamięta jakiś numer, nawet osoby bardzo bliskiej, jest równie fantastyczne jak rozwiązanie fabularne z Życia Briana, którego przed śmiertelnym upadkiem ratują przelatujący przypadkowo kosmici

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz