Strony
▼
niedziela, 20 marca 2016
Cztery księżyce czyli Cuatro Lunas
Zwykle marudzę, kiedy film okazuje się zbitką luźno powiązanych historyjek, ale czasami da się strawić. W tym przypadku mamy cztery opowieści, tyle samo co księżyców w tytule. W dodatku chodzi o księżyce w różnych fazach, co ma odpowiadać różnym fazom życia. Widzimy kolejno dziesięciolatka zafascynowanego swoim kuzynem, a potem parę chłopców około dwudziestoletnich, którzy z pewnym zaskoczeniem odkrywają, że mają na siebie ochotę. Następna para gejów ma już poważny staż w związku, więc jednemu z nich zaczyna doskwierać rutyna. Ostatni motyw obejmuje starszego faceta, żonatego, dzieciatego i uwnuczonego, ale zafascynowanego młodszym facetem, który dorabia sobie na seksie. Jak ustalił Kwiatek, w grę wchodzi kwota rzędu paruset złotych, cena zaporowa dla starszego, ale to nic, uskubie z pieniędzy odłożonych na prezenty dla wnuków i sobie użyje. Naturalnie, część dramatów i dylematów w tym filmie można by swobodnie przenieść na relacje heteroseksualne, ale jednak nie wszystkie, bo nie jest łatwo w Meksyku (jak i wszędzie) być otwartym gejem, lub choćby częściowo ujawnionym. Przy okazji: od roku 2015 Meksyk dopuszcza małżeństwa gejów, choć zawrzeć takie małżeństwo jest - co dziwne - trudniej niż różnopłciowe. W jednej ze scen obserwujemy chłopców próbujących seksu analnego pierwszy raz w życiu, co wyszło dość zabawnie, a dla zainteresowanych jest to pewne ostrzeżenie: jeśli macie ochotę spróbować, warto sobie coś o tym poczytać, aby być dobrze przygotowanym. Film zyskuje przez to, rzec można, walor edukacyjny, ale nie jest to walor jedyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz