Strony
▼
sobota, 2 stycznia 2016
Mission: Impossible - Rogue Nation (to jest tytuł polski?!)
A, domyślam się, tłumacz google'a podaje tytuł angielski jako spolszczenie. W takich wypadkach powinno się doczepić gwiazdkę i wyjaśnić, że nieprzetłumaczalna gra słów. Słowo „rogue” jest jednak przetłumaczalne, oznacza mniej więcej „nieobliczalny”. Nie jestem ci ja wielbicielem serii Mission: Impossible, obejrzeć można, ale bez specjalnych emocji. Po tym odcinku jeszcze raz utwierdziłem się w tej opinii. Kiedyś ci agenci, Bond czy Hunt, pracowali uczciwie dla mocno utajnionej agencji rządowej, a teraz co film, to im te agencje rozpieprzają i muszą działać w pojedynkę przeciw wszystkim. Ten schemat zaczyna nużyć. Tym razem Hunt może tryumfalnie obwieścić, że Syndykat istnieje i jest odpowiedzialny za wiele pozornie ze sobą niepowiązanych nieszczęść wstrząsających światem. Pytanie tylko, czy Hunt sobie z nim poradzi. Naprawdę? Jakiś kretyn by o to pytał? Przecież Hunt nie może przegrać, bo jego specjalnością jest zwycięskie wychodzenie z największych możliwych opałów. A czy to będzie w operze wiedeńskiej, czy w Londynie, gdzie Tamiza płynie - to są już detale, które są manią szaleńców. A my mamy inną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz