Strony
▼
środa, 16 grudnia 2015
Magic Mike XXL
W kategorii komedia, do której niby zalicza się ten film, jest to dość marne osiągnięcie, bo poza połówką jednego dialogu mamy więcej wzruszeń ramionami niż wzruszeń komediowych. W jakiej kategorii byłby to lepszy film? Najprędzej chyba wśród rozerotyzowanych filmów o pretekstowej fabule, w których dominuje męska nagość, a raczej półnagość powszechnie znanych aktorów. Tytułowy Mike odszedł z biznesu estradowego, ma swój mniej ekscytujący interes, ale wkrótce się okazuje, że tęskni za dawnym życiem. Rusza więc w trasę z dawnymi kolegami, niestety już bez Dallasa granego przez McConaughey w pierwszej części. Poznaje po nocy jakieś panny, które niczym trzy siostry Czechowa marzą o wyjeździe do Nowego Jorku i niby tam jadą, a dzień później Mike widzi je w domu mocno wyluzowanej damy z południa SZA, w tej roli Andie McDowell. Jest to jeden z przystanków w odysei naszej gromadki, po drodze zdarza im się najgłupszy wypadek samochodowy, jaki dane mi było widzieć. Celem jest występ na niesławnym festiwalu męskich grup striptizerskich, a główna oś dramatu to dylemat, czy wystąpić z rutynowym programem, a może spróbować czegoś nowego? Dylemat fascynujący. Kluczowy występ oglądamy praktycznie w całości, ale jakoś bez tego entuzjazmu, którym emanował wielotysięczny tłum napalonych kobiet. To ja przepraszam, ale byle reklama bardziej na mnie działa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz