Strony

piątek, 17 kwietnia 2015

Kraina burz czyli Viharsarok

Już ze zwiastuna, tfu!, trejlera wiadomo było, że wesoło nie będzie. Kiedyś zmontowałem film z wakacji i dodałem grobową muzykę. Efekt mnie uradował, chyba bardziej niż ten film. Historia jest w sumie prosta, więc ciężko tu coś powiedzieć, żeby nie powiedzieć za dużo. Szabi jest piłkarzem w Niemczech, który po nieudanym meczu wraca na ojczyzny łono, czyli na ukochaną prowincję węgierską, gdzie nawet peronów na stacji nie wybudowali. Sam widziałem to 30 lat temu w Miszkolcu, czwartym co do wielkości mieście Węgier. Nasz Szabi ma odziedziczony dom wołający o remont, więc zatrudnia do pomocy Árona, którego - żeby było dziwniej - poznaje w czasie próby kradzieży. Akurat mamy Wielkanoc, więc Áron razem z innych mieszkańcami miasteczka uczęszcza do kościółka, co wyjaśnia nam jego, że tak powiem, dyskomfort w napinających się seksualnie relacjach z Szabim. Ten ostatni sam nie wie, czego chce, bo nagle przypomniał sobie o koledze z drużyny, którego zaprasza do siebie. Może dość o fabule, wspomnę, że trup się zaścieli, ale rzadko raczej, nie gęsto. Homofobicznie jest na tej węgierskiej prowincji, ale taka już dola prowincji, nie tylko węgierskiej, że jest tak portretowana. W jednym z niemieckich filmów wprawdzie urządzili huczne homo-wesele w bawarskiej wiosce, ale to dla podbicia własnego bębenka. Twórcy Krainy burz sugerują zapewne, że katolicyzm jest źródłem homofobii, co odkrywcze bynajmniej nie jest. Jak to zwykle w filmach z rodzaju PSF więcej jest pytań niż odpowiedzi. A jeśli już są, to jakieś dziwnie banalne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz