Strony
▼
piątek, 30 stycznia 2015
Bezwstydny Mortdecai czyli Mortdecai
Bohater tytułowy to ciekawy przypadek, bo trudno mi przywołać jakiś jego odpowiednik literacki lub filmowy ze znanych nam wcześniejszych dzieł. Jak twierdzą filologowie klasyczni, wszystko już napisali Grecy, a my tylko przetwarzamy. Mortdecai zapuścił właśnie wąsa i chwali nim się wszystkim dokoła, atoli Johanna, żona jego, nie może ścierpieć męża z tą niby-waginą pod nosem. Jest to główny temat ich przekomarzań, a po chwili przechodzą do spraw trzeciorzędnych, czyli ośmiomilionowego długu Mortdecaia wobec Jej Królewskiej Mości w formie nieuregulowanych należności podatkowych. Przyjdzie przekształcić posiadłość rodową w muzeum? Sytuacja Mortdecaia ulega zmianie, kiedy podejmuje współpracę z inspektorem Martlandem w sprawie obrazu Goyi, przy kradzieży którego zamordowano renowatorkę. W zabójstwo uwikłany jest znany terrorysta Strago. Kompetencje Mortdecaia wynikają z jego zainteresowania nie całkiem legalnym obrotem dzieł sztuki i jego koneksjami w szemranym półświatku. W perypetiach związanych z serią podróży bliższych i dalszych towarzyszy Mortdecaiowi nadzwyczaj wierny, dzielny i jurny Jock. Są gonitwy, pojedynki, włamania, podstępy, ale kwestia zasadnicza to ta, czy Mortdecai zgoli swój wąs pod wpływem żony - tę kwestię poruszy już redaktor Janicka. Ten film to całkiem udana komedia, najbardziej dzięki ścieżce dialogowej, nad którą ktoś najwyraźniej popracował. Lub dobrze spisał z książki, na podstawie której to zrobiono. Przy okazji zauważę, że w filmie wystąpił znany mi z Hollyoaks Guy Burnet w roli asystenta inspektora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz