Strony

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Aleja Niepodległości (Krzysztof Varga)

Ostatnio strach cokolwiek twierdzić o czymkolwiek, bo zaraz posądzają człowieka o chęć odbierania słowa czy podejmowania decyzji w miejsce uprawnionych organów. Mam tu konkretnie na myśli dzisiaj i wczoraj usłyszane opinie publicystów katolickich, Terlikowskiego i Zaremby. Niewłaściwe jest zastanawianie się nad zasadnością ograniczania swobody wypowiedzi Bonieckiemu, bo jego przełożeni wiedzą, czemu go tak potraktowali i nie muszą się tą wiedzą dzielić ze społeczeństwem. Podobnie pytanie o motywację arcybiskupa Hosera, który zamknął w Wielkim Tygodniu kościół w Jasienicy, jest naruszeniem elementarnej przyzwoitości, bo on miał takie prawo. Kolejny raz przekonuję się, że nie do końca wiem, na czym polega wolność słowa w demokracji, ale jednak z niej skorzystam, bo przejdę teraz do Vargi, o którym już pisałem. Jego felietony mnie ubawiły, ale tym razem chodzi o powieść, czyli rzecz jakby z wyższej półki. Rzekłbym, że nie mamy do czynienia z wielkim wyczynem fabularnym, bardziej ze swoistą fotografią ducha naszych czasów, w których artysta Krystian Apostata konfrontuje swoje podrzędne życie z oszałamiającą karierą Jakuba Fidelisa, znanego na całą Polskę tancerza z telewizyjnych produkcji o fikaniu na lodzie czy wodzie. Powodem szczególnym dla owego konfrontowania jest ich niegdysiejsza przyjaźń w latach młodości, obie już należą do przeszłości. Krystian to bohater przedziwny, bo w zasadzie antybohater, którego ambicje realizują się najpełniej przy oglądaniu porno w internecie. Była wprawdzie jakaś Kasia Kabotyn, która umiała kochać żarliwie, choć niezbyt długo, bo zanim zerwała z Krystianem, zdążyła się zakochać w Jakubie, kiedy nadarzyła się po temu okazja. Ostrożnie powiem, że rzecz nadaje się do czytania, ale raczej nie dla narowów akcji, a bardziej dla barwnej narracji. Poniżej zamieszczam parę próbek. Teraz będę rozmyślał, w jaki sposób niniejszym tekstem dokonałem nieprzyzwoitej ingerencji w prerogatywy wydawnictwa, które mogłoby się słusznie, po katolicku, czuć rozżalone, że ktoś mu dyktuje, jakie książki powinno wydawać.

[3026]
W sklepie poprosił o trzy duże piwa Mocne, paczkę papierosów i jednorazową torbę. Torby płatne, odparła nieprzyjaźnie zza kontuaru przedstawicielka rzeczywistości, po pięćdziesiąt groszy, ekologiczne, nie dajemy już darmowych, dodała, spoglądając na niego tak, jak sprzedawczynie w spożywczakach spoglądają na meneli, opuchniętych, zarośniętych, ze skołtunionymi włosami, wyciągających z kieszeni brudnych spodni zebrane i wyżebrane drobniaki.

[3110]
Krystian surfował po internecie, klikał komputerową myszką w myszki rozebranych drętwych kaszalotów, dymających się bez najmniejszego przekonania, ale z niebywałą desperacją, żeby zarobić te parę euro i utrzymać się na powierzchni życia, choć każdy kolejny dzień ściągał je coraz bardziej w kierunku dna, po którym swym napęczniałym od piwa brzuchem szorował już Krystian Apostata.

[3198, Krystian opowiada Jakubowi o wizycie u wróża Rasputina]
Powiedział, że to będzie rak narządów wewnętrznych, wzdrygnął się Krystian. Niebywałe! Czyli nie będzie to przynajmniej rak narządów zewnętrznych, tak? Nie śmiej się, to znaczy, że nie umrę na raka skóry, na przykład.

[3399, Krystian o Mańku, koledze z klasy, który się zbyt często uśmiecha]
W każdym razie gdyby go już zabił – zabójstwo jako dzieło sztuki, to prawda, nic w tym nowego – to potem rozebrałby do naga i zanurzył w wielkim słoju z formaliną, tak jak Damien Hirst zanurzył cielaka. Maniek stałby na baczność, z rękami wzdłuż tułowia, zapewne wciąż się pobłażliwie uśmiechając, a u jego stóp ustawiona byłaby tabliczka: „Idealnie zdrowy nieżywy czterdziestolatek. Polska, początek XXI wieku”.

[3416, Maniek o swoim cnotliwym życiu]
Daj spokój, powiedział, nie masz czego żałować, ogólnie to wszystko jest jakiś dizaster i klęska.

[3485]
Sic transit anus mundi, westchnął sentencjonalnie Maniek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz