Nasi pasterze porzucili swoją trzodę. Uciekli w pośpiechu. Nie zabrali nawet jednego dziecka. Tego porzucenia nie mogę ani pojąć, ani wybaczyć. Wskakując do busów, wykrzykiwali tylko hasła: miłujcie się wzajemnie i wybaczajcie swoim nieprzyjaciołom, zwracając się do tych, którzy mieli zginąć z rąk sąsiadów.W reakcji na zarzuty można usłyszeć od księży głupkowate historyjki o spisku światowym przeciwko Kościołowi katolickiemu, którego zakaz stosowania prezerwatyw w przeludnionej Rwandzie nie był w smak określonym siłom. Jak twierdzi Tochman, ludzie Kościoła zawsze sprzyjali Hutu, a przejawem tego jest lansowanie tezy o podwójnym ludobójstwie, czyli rzezi Hutu po wkroczeniu armii Tutsi do kraju. Tezy mocno wątpliwej. Na koniec wspomnę ojca Athanese Serombę, który nakazał buldożerem zrównać kościół, miejsce schronienia jego parafian z kasty Tutsi. Władze Włoch i Watykanu, dokąd potem uciekł, odmówiły wydania ojczulka międzynarodowemu trybunałowi.
Strony
▼
środa, 18 września 2013
Dzisiaj narysujemy śmierć (Wojciech Tochman)
Do 1994 roku chyba nawet nie wiedziałem, że istnieje taki kraj, Rwanda. Już prędzej wydusiliby ze mnie, że Bujumbura jest stolicą Burundi. Teraz Rwanda jest jednym z najlepiej rozpoznawanych krajów świata, choć szczerze mówiąc nie wiem, czy umiałbym go wskazać na mapie konturowej. Hasłowo można ująć rzecz prosto: w kwietniu 1994 zestrzelono samolot z prezydentem kraju, wskutek czego Hutu rozpoczęli rzeż Tutsi. Ludzie się zarzynają, musi być wtorek - można by stwierdzić cynicznie. Ale zawsze warto zapytać, dlaczego ludzie zaczęli ścinać maczetami głowy sąsiadów, którym przez kawał życia wcześniej mówili dzień dobry na powitanie. W odwecie? Raczej aby odwetowi zapobiec czyli z przezorności. W ujęciu Tochmana źródeł zła można doszukać się w kolonialnej historii Rwandy, kiedy to biali ludzie posegregowali ludność kraju na trzy plemiona, okazując przy tym dziwną, nieomal homoseksualną skłonność wobec majestatycznych i powabnych Tutsi. (Homoseksualną, bo kto wtedy był źródłem miarodajnych opinii? Raczej nie kobiety. I o kim? Nie o kobietach.) Tutsi, władcy krainy, rządzili pozostałymi, czyli Hutu i Twa. Tak to widzieli „odkrywcy”, ale był to bardziej system kastowy, w którym po ojcu dziedziczyło się przynależność do kasty, co nawet zaznaczano w dowodach osobistych, kiedy je wprowadzono. Pod koniec lat pięćdziesiątych rządy objęli Hutu, którzy od razu rozpoczęli od prześladowania Tutsi. Ci z nich, którzy wyjechali z kraju, zaczęli organizować opór tuż za granicami Rwandy, na co Hutu zareagowali zaostrzeniem retoryki. Sytuacja napinała się przez długi czas, Tutsi zorganizowali siłę militarną, a Hutu przygotowali setki tysięcy maczet i głów wypełnionych zideologizowaną nienawiścią szerzoną przez radio. Miarą sukcesu propagandy mogło być to, że w 1994 roku niektóre matki Hutu zabijały własne dzieci Tutsi. A jeśli pragniemy wierzyć w człowieka, to można pomyśleć, że zabijały, aby oszczędzić im jeszcze gorszego losu. Oczywiście nie wszyscy Hutu mordowali, wielu próbowało ratować Tutsi przed zagładą, choć nie oznaczało to, że po zakończeniu szaleństwa zostali docenieni. Tutsi chronili się u nich ze swoim podręcznym dobytkiem, jednak czasem musieli wyjść lub uciekać, przepadali ścięci maczetą, a dobytek zostawał. Skąd masz te rzeczy, pytał później sąd rozliczający ludobójców, nie dawał wiary wyjaśnieniom i skazywał na lata więzienia. Osobny rozdział poświęcony jest roli Kościoła katolickiego w ludobójstwie. Byli księża mordercy i księża zbawiciele. Polscy pallotyni mieli nieszczęście znaleźć się w oku ludobójczego cyklonu. Cóż, bohaterstwa zarzucić im nie można, nie próbowali powstrzymać morderców odwołując się do miłości bliźniego. Nic by zresztą nie wskórali, bo Tutsi od kwietnia 1994 mieli status robactwa. Groteskowo brzmią relacje z ocalania Najświętszego Sakramentu, który bohatersko wyniesiono z kościoła, gdzie miała dokonać się rzeź. Pallotyni, jak inni przyjezdni, mieli możliwość wyjazdu. Jak wspominał jeden z ocalonych o uciekających kapłanach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz