Strony

poniedziałek, 4 marca 2013

Madeinusa

Madeinusa to bardzo oryginalne imię, przyznaję. I nie chodzi o to, że bohaterka filmu była poczęta w SZA, nie, całe życie spędziła w Manayaycunie, zapadłym miasteczku w Andach, do którego nawet FedEx nie dociera. Ale dotarł tam Salvador z samej Limy, która dla mieszkańców Manayaycuny jest niczym Indie dla Kolumba. Byli tacy, co tam wyjechali i słuch o nich zaginął, jak matka Madeinusy dla przykładu. A długo przed Salvadorem dotarło do andyjskich górali chrześcijaństwo i ono - w swej nieco zdziczałej formie - jest głównym bohaterem filmu. Madeinusa w swoistym corocznym konkursie piękności została wybrana na Najświętszą Panienkę, a ponieważ jest Wielki Piątek, Bóg-Jezus umiera na krzyżu i do czasu jego zmartwychwstania można grzeszyć do woli, bo hulaj dusza, Boga nie ma. Co nie dziwne, rozluźnienie norm najbardziej objawia się w sferze seksualnej, choć mamy i małe rozboje, i wielkie pijaństwo. Salvador również uczestniczy w tych uciechach, a Madeinusa wodzi za nim tęsknym wzrokiem, bo chciałaby pojechać do Limy. Czy, i jak gęsto, się trup zaścieli - opowie już redaktor Janicka. A ja przyznam, że film zasłużył na sławę, jaką się cieszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz