Strony

piątek, 16 marca 2012

Zrujnują nas te bogactwa?

Ukazało się w Przekroju 6 lutego (Klątwa czarnego złota), ale warto o tym napisać, bo się jeszcze nie zdezaktualizowało. Nawiązuję do tych wielkich nadziei związanych z gazem łupkowym. Profesor Terry Lynn Karl w The Paradox of Plenty twierdzi, że bogactwa naturalne wcale nie poprawiają sytuacji bytowej obywateli krajów nimi obdarzonych. Jak to? Przecież to oczywiste, że muszą poprawiać, tyle że znane są liczne przypadki, że jednak nie. Jedyny bodaj kraj z bogactwami, który sobie z nimi dobrze radzi, to Norwegia, a to dlatego, że zyski z bogactw są pod mocną demokratyczną kontrolą. Bo w Polsce to już jest nieco gorzej, co widać na przykładzie KGHM. Dzięki niemu mamy w Polsce większe PKB, ale przeciętny Kowalski ma niewiele, bo najwięcej zysków ciągną z miedzi pracownicy KGHM, który przez to wysysa z rynku pracy wartościowe zasoby ludzkie. A jeśli nie ma demokracji, to już jest kompletna klapa, bo w kraju wytwarza się grupa bogaczy pilnujących, żeby nie było potrzeby się tym bogactwem dzielić z resztą, która wyżyje za te parę dolarów dziennie. Jedyną sprawną demokracją wśród krajów arabskich jest Liban bez żadnych bogactw. Ale w ugruntowanych demokracjach też są kłopoty. Kiedy Holendrzy w latach sześćdziesiątych XX wieku zaczęli sprzedawać gaz ziemny wydobywany spod dna morskiego, ich gospodarka wpadła w tarapaty, bo gulden zdrożał, co szalenie utrudniło eksport. Próbuję sobie wyobrazić scenariusz wydobycia gazu łupkowego w Polsce i wychodzi mi w najlepszym razie coś w stylu KGHM, ale to chyba naiwność, bo z uwagi na możliwości techniczne wydobyciem zajmą się Amerykanie, którzy już z tysiąc razy nas przekonali, że dla własnego interesu oskubią dziewczynkę z zapałkami z ostatniej zapałki w zamian za obietnicę leasingu wibratora. A wcześniej przekonają ją, że żyć bez tego nie można.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz