Strony
▼
niedziela, 25 marca 2012
Pożyczony narzeczony czyli Something Borrowed
Komedie romantyczne są czasem jak krzesła elektryczne, w tym przypadku właśnie się to sprawdziło. Gdyby nie ten wpis na blogu, to zapewne już za tydzień nie mógłbym sobie przypomnieć, że widziałem taki film. Najgorsze w nim jest to, że role są rozdane w zasadzie w pierwszym kwadransie i już potem wszyscy na różne sposoby powtarzają to samo. Pamiętam, że Hudson miała jakiś komediowy talent, ale tu się nie objawił. Tytułową bohaterką jest melodramatyczna cipunia Rachel (używam fachowego określenia Kałużyńskiego), która zawsze kochała Dexa, melodramatycznego ciulika, który tę miłość odwzajemniał, ale zaborcza przyjaciółka Darcy (Hudson) owinęła sobie Dexa wokół palca. Amor omnia vincit, więc wiadomo, jak to się skończy. Andersenowi to przynajmniej wypadła sztuczna szczęka, jak recytował te słowa przed parą królewską. Być może to zmyślenie, ale przynajmniej warte zapamiętania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz