Strony

niedziela, 11 marca 2012

The Green

Panowie na zdjęciu jacyś smutni, więc zapewne im się nie układa tak, jakby sobie tego życzyli. Film opowiada o parze gejów w miasteczku w Connecticut, którzy przeprowadzili się z Nowego Jorku, aby być bliżej natury, stąd tytuł. I tak sobie żyją bez ślubu przy pełnej akceptacji otoczenia. Bez ślubu! A tam akurat mogliby wziąć! Niemal całkiem od rzeczy przypomniał mi się ten dowcip.
- Mamo, tato, wyszedłem za mąż!
- Za kogo, dziecko!?
- Za Kazika.
- Za Kazika? Przecież to żyd!
Żarty na bok, sprawa jest poważna, bo Michael, nauczyciel, zostaje oskarżony o molestowanie seksualne jednego z uczniów. Daniel, jego facet, wspiera go oczywiście, ale mieszkańcy miasteczka już nie bardzo. Twórcy filmu sugerują zapewne, że dystans między tolerancją a odrzuceniem w przypadku gejów jest zdecydowanie krótszy. W dodatku Michael ma trupa w szafie, bo został wiele lat wcześniej posądzony o podryw facetów w WC, w SZA jest to ścigane. A był już wtedy chłopakiem Daniela. Do akcji wkracza adwokacica Karen, świetnie zagrana przez Ormond, ale do... Ups, nie będę odbierał chleba redaktor Janickiej. Film robi dobre wrażenie, na końcu nawet wystąpił efekt synergii obrazu i dźwięku. Zafrapował mnie ten dźwięk, więc go tu zamieszczam, może bez obrazu też zadziała. William Brittelle, The Color of Rain.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz