Dobrze mieć Kwiatka, który wynajduje takie filmy i je nam puszcza. Tego chyba w Polsce w kinach nie było, a czy było w telewizji, nie wiem, bo ją olewam. Bardzo przyjemnie się to oglądało, choć nie ma w tym przypadku jakichś głębszych wzruszeń. W głównej roli Paul Rudd zrobiony na Jezusa gra Neda, prostolinijnego i dobrodusznego brata trzech sióstr, który trafia do więzienia za handel trawką. Po paru miesiącach wychodzi i widzi, że "nic już nie jest takie samo", tzn. panna go wystawiła, zabrała mu psa, dom i ogród. Nie ma innego wyjścia, niż mieszkać kolejno u matki i sióstr, każdej z nich komplikując życie. W szczegóły nie wejdę, wspomnę tylko o dwóch scenach, które warto zapamiętać. Pierwsza to "moment", kiedy Ned próbuje odbyć stosunek z niewiastą, ale niewiasta była w dwupaku z biseksualnym kolesiem.
Druga jest taka: Ned wyprowadził się od sióstr i mieszka u kolegi, razem mają biznes polegający na recyclingu świec woskowych. Wywiązuje się dialog o tym, jak dziwnie się potoczyły wypadki.
Kolega: A couple of guys with a dog making candles. Ned: What a cliche!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz