Strony

niedziela, 4 czerwca 2023

Living

Cofnęliśmy się w czasie zaledwie 70 lat, ale dla uzyskania efektu wiarygodności nie wystarczyłoby zmienić paru detali. To naprawdę była inna epoka, której odtworzenie wymagało nakładu środków w scenografię i kostiumy - albo w dobre CGI. Wielkich środków za to nie wymagała od aktorów inwestycja w odegranie bohaterów, bo tu nie ma żadnych niespodzianek - zakapelusieni dżentelmeni, którzy połknęli kij. Postaci kobiece są trochę mniej sztywne, choć nadal takie, jakich oczekiwalibyśmy w tej epoce - żadnych wulgaryzmów, szaleństwo w ryzach przyzwoitości, której granicą jest pozwolenie sobie na zamówienie drogich lodów w restauracji. Tragedia pana Williamsa w tych realiach obywa się bez epatowania emocjami - ot, popłacze się biedaczek w czasie śpiewu. Wiemy oczywiście, że oszczędność emocjonalna daje nieraz lepszy efekt niż nadmiar, ale nie mogę szczerze rzec, że w tym przypadku się udało. Zbyt wiele konwenansów pęta te postaci. Pan Williams zdobędzie się na czyn szlachetny i szalony w kierowanym przez siebie biurze londyńskiego ratusza - i zasłuży na czułe wspomnienie w pamięci podwładnych. Wyobraźmy sobie więc Williamsa w szeregu bohaterów masowej wyobraźni: Achilles, Hamlet, Williams. To zestawienie wynika z moich niskich pobudek, choć chciałbym mieć wyższe. Naprawdę rozumiem w czym rzecz, że refleksja nad życiem, którym nie umiemy się cieszyć, że straciliśmy umiejętność kontaktu z bliskimi. Ów Ishiguro, autor scenariusza (przeczytałem przed chwilą, że to brytyjski pisarz, który dostał Nobla w dziedzinie literatury - a nie choreografii? Lub kartografii?) jest dla mnie jakimś fenomenem. Nic nie czytałem tego autora, bo po Nie opuszczaj mnie byłem mocno zniechęcony. Po tym filmie jestem zniechęcony jeszcze mocniej, ale przyznam, że ujęcia pociągu ciągniętego przez parowóz były niezwykłej piękności. Przejechałbym się.