Strony
▼
poniedziałek, 10 października 2022
Niefortunny numerek lub szalone porno czyli Babardeală cu bucluc sau porno balamuc
Być oryginalnym to marzenie artystów. Nawet nie tyle marzenie, co konieczność. Niektórym przychodzi to naturalnie, jak Dalemu, który kiedyś przybył na spotkanie w białej limuzynie wypełnionej kalafiorami. A gdybyśmy zobaczyli tego Dalego w podkoszulku z Carrefoura, kupującego tamże owe kalafiory, zdziwilibyśmy się chyba jeszcze bardziej. Twórcy Niefortunnego numerku niewątpliwie chcieli uciec od sztampy. Powstaje pytanie, czy udało im się to osiągnąć bez wywołania wrażenia sztuczności? Nie uchylam się od odpowiedzi, ale oczywiście jasne jest, że moja opinia nie musi być opinią Kasi, Franka czy Bumblofiksa z mgławicy Kraba, który kiedyś obejrzy, bądź już obejrzał ten film. Wiadomo o czym to jest: nauczycielka Emi idzie do szkoły na spotkanie z rodzicami swoich uczniów, aby omówić szokującą dla nich sprawę seks-taśmy z jej udziałem, która wyciekła do sieci. Idzie naprawdę, przez sporą część filmu, a po drodze słuchamy jej rozmów, oglądamy sobie Bukareszt i wychwytujemy strzępy rozmów przypadkowych osób. Jest czas pandemii, więc wizyta w szkole podczas nauki zdalnej okazuje się zdarzeniem niezwykłym. Kiedy dociera na miejsce, dyskusja, momentami gorąca, a poprzedzona wyświetleniem na tablecie niesławnej sceny, przebiega w zasadzie zgodnie z naszymi oczekiwaniami (nasuwają się tu skojarzenia z konsultacjami społecznymi z serialu Parks and Recreation). Dylemat jest typowy: czemu tak strasznie niestosowne jest publikowanie scen seksu, kiedy dobrze wiadomo, że do nich dochodzi? Jak zauważył bodaj Jared Diamond, wyżej wspomniany Bumblofiks przybywszy na Ziemię mógłby zapoznać się z wieloma ludzkimi aktywnościami, ale - przy założeniu, że nie byłby wścibski - nie dowiedziałby się nigdy o penisach, waginach i innych dziurkach i ich roli w życiu człowieka (i człowiekini?). A przecież inne zwierzątka rzadko miewają zahamowania przed współżyciem na widoku publicznym. Na razie nie wyjawiłem, gdzie tu oryginalność. Nie w samym spotkaniu, ale już trochę w tym filmowym spacerze po mieście, za to mega oryginalnie jest w środku, który wypełniono setką różnych dygresji, cytatów, scenek z rumuńskiego (i nie tylko) życia publicznego - zabawnych, poruszających, dających do myślenia. Z tych ostatnich: sztuka jest zwierciadłem, w którym odbija się rzeczywistość niczym Meduza w tarczy Perseusza. Po co te obszerne dygresje? Może po to, żeby zwrócić nam uwagę na ten drobiazg, że jest wiele ciekawszych i ważniejszych spraw do rozważenia niż czyjeś seksualne fikołki upublicznione w sieci. Drugie mocne odejście od banału to trzy zakończenia, z których najlepsze zostawiono na koniec. Wobec powyższych uwag odpowiedź na zadane pytanie brzmi: da, co po rumuńsku znaczy: tak. (Przy okazji: pada w filmie jakże swojskie słówko curvă.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz