Strony

czwartek, 21 lipca 2022

Zniknięty ksiądz. Moja historia (Marcin Adamiec)

Tuż po tym, kiedy skończyłem czytać tę książkę, ksiądz Andrzej Dębski zasłynął swoimi niewybrednymi propozycjami skierowanymi do kobiety, której praktycznie nie znał. Palma odbiła mu mocno, bo wysyłał te swoje filmiki przez Messengera, a mnie szczególnie urzekło to, że po obietnicach potraktowania Oli jak szmaty (w sensie seksualnym) przesłał jej filmik z dziećmi „pozdrawiającymi ciocię Olę”. Biedne dzieci z programu „Ziarno” wzięły nieświadomie udział w molestowaniu seksualnym, na szczęście tylko wirtualnym. Czy historia nieszczęsnego księdza Andrzeja mogłaby znaleźć się w książce? Raczej nie, bo opowiadane przez autora zdarzenia dotyczą ludzi, którym można współczuć. Przypadek księdza Andrzeja trudno by umieścić w empatycznych ramach, choć w pewien elementarny sposób współczuję mu jako ofierze systemu, którego był częścią. Systemu, który stawia przed ludźmi nierealne oczekiwania, by wyrzekli się naturalnych ludzkich odruchów. Mam na myśli głównie celibat, ale oczywiście temat jest szerszy, bo katolicka koncepcja ludzkiej natury jest zwyczajnie poroniona, urojone przewiny leczy się urojonymi środkami. Jeśli mowa o samej książce, to można mieć zastrzeżenia wobec jej tytułu, który sugeruje opowieść autobiograficzną, podczas gdy perypetie autora to jakieś pięć procent całości. Reszta to opowieści o księżach, które brzmią wiarygodnie, ale w żadnym momencie nie pada deklaracja, że czytamy o postaciach rzeczywistych, które autor znał lub o nich słyszał. Dopiero na samym końcu zapoznamy się z wyjaśnieniem, zob. [3921] poniżej. Mamy zatem do czynienia z kreacją literacką, która jakoś tam jest powiązana z autentycznymi postaciami. Książka miałaby szansę przyczynić się do spadku liczby powołań, gdyby nie to, że ten spadek dokonuje się od paru lat - i jest dramatyczny. Dobrze by było, żeby tę pozycję przeczytali kandydaci na księży, ale nie miejmy złudzeń: w wieku, kiedy podejmuje się tę poważną decyzję, młodzi mężczyźni są nieprzejednanymi idealistami, gorąco przekonanymi, że Chrystus da im siłę i nie pozwoli, by ich zapał kiedykolwiek ostygł. Prawie wszystkie życiowe scenariusze z książki pokazują, że to mrzonki. Największym wyzwaniem dla młodych diakonów jest brutalne zderzenie z bezduszną kościelną instytucją, która wprawdzie otacza ich opieką, ale nie liczy się z ich oczekiwaniami. Władza biskupa jest totalna i dotyczy wszystkich aspektów życia. Cóż z tego, że nie masz talentu do pracy w szkole, będziesz uczył i już. Urząd nie będzie się przejmował, że nie masz ochoty być szpitalnym kapelanem. A choćbyś miał talent do pracy z młodzieżą, to i tak ci zakręcą kurek z finansami, bo ta oazowa młodzież generuje słabe dochody dla Kościoła. Ksiądz jest samotny, a przyjaźnie z innymi księżmi rzadko przechodzą próbę, w której potrzebujesz pomocy, jak to przydarzyło się autorowi. Stąd niedaleko do alkoholizmu lub hazardu, a tym, którzy tego unikną, udaje się poprzez złamanie kościelnych zakazów, na przykład dzięki związkowi z kobietą. Ale nie tylko, bo niektórym siłę daje władza, którą mogą się cieszyć w swojej parafii. Jeden z prałatów zwany „monarchą” trzymał burmistrza pod butem, zmusił go „do przechrzczenia szkoły podstawowej na imienia Jana Pawła II, a gimnazjum na św. Faustyny”, kiedy indziej wręczył mu „nazwy ulic, które trzeba zmienić, bo ich patroni byli «komunistyczni»”, a także doprowadził „do zwolnienia nauczycielki, która namawiała w gimnazjum do wypisywania się z religii”. Z upadku Kościoła, który ucieleśnia „monarcha” (jak i wielu hierarchów), cieszyłbym się szalenie. Książka Adamca to w zasadzie zbiór anegdot, a wiadomo, że argument anegdotyczny jest słaby, bo może być łatwo odparty innym argumentem anegdotycznym, czyli na przykład książką o spełnionym życiu w kapłaństwie. A takich powstało tyle, że niejedne taczki by się nimi zapełniły. Autor nie przytacza żadnych statystyk, ale brzmi wiarygodnie. Jak rozumiem, przeszedł przez fazę ateizmu, ale odzyskał wiarę i teraz chodzi do kościoła jako zwykły wierny ([3904]). Przyznam, że kiepsko trafia mi to do przekonania, bo w ten sposób wspiera instytucję, która wcześniej mocno go zawiodła. Być może chodzi o inny odłam chrześcijaństwa, ale tego z książki się nie dowiadujemy.

[334]
Mnie też zniknęli. Nie mogłem się pożegnać, nie mogłem powiedzieć, że jestem bardzo chory. Nie mogłem prosić o modlitwę. Nic. Dostałem telefon i wyprowadziłem się w niedzielę wieczór z plebanii. Jak złodziej.

[520]
[Motto] „Eucharystia i Wolność” doskonale obrazuje jedyny sposób, żeby jakoś tam przeżyć.
Jest to tytuł książki, będący przewrotnym mottem niektórych księży, którzy odprawią mszę, a potem są wolni. Jak pisze autor: „Dzięki dzisiejszej technice łączyli plebanijny domofon ze swoim telefonem i nawet będąc w innym kraju, mogli rozmawiać ze swoimi parafianami, kiedy ci stoją pod drzwiami plebanii albo dzwonią na parafialny numer. Trochę mnie to z początku dziwiło, że kancelaria jest czynna tylko po mszy. Przez pół godziny. A potem wolne. Eucharystia i wolność”.

[566]
[Kleryk Antoni odkrył] też bardzo szybko, dlaczego w całej Polsce wprowadzono gdzie się da wydziały teologiczne na uniwersytetach. Nie dla tradycji, nie dlatego, że przecież uniwersytety w średniowieczu powstawały przede wszystkim jako miejsca studiowania teologii. Miało to na celu tylko zrzucenie ciężaru ich finansowania na państwo.

[1203]
Było takie jedno seminarium, którego rektora nakryto jakiś czas później w klubie gejowskim w Warszawie i ten kleryk właśnie w tej diecezji został księdzem.
Kiedy wydało się, że ów kleryk był gejem, został wydalony z seminarium, dlatego znalazł sobie miejsce w innym. Akcje przeciwko gejom wśród kandydatów na księży zaczęły się, jeśli dobrze pamiętam, za BXVI. To nieco dziwne, bo nie widzę różnicy między czystością seksualną heteryka i geja. Z drugiej strony, skoro odkryto, że kleryk był gejem (po przejrzeniu zawartości laptopa; swoją drogą - to Orwell), to znaczy, że przesadnie czysty on nie był. Mniemam jednak, że nie wydalono by nikogo, kto okazałby się heterykiem.

[1555, ciężka dola kapelana w szpitalu]
– Co się stało? – zapytała zmęczonym głosem.
– Ta pani zwymiotowała hostię.
– To się Pan Jezus zdziwił. – Pielęgniarka zaczęła się śmiać. – Na przyszłość niech ksiądz nie podaje opłatka nielogicznym pacjentom. – Po tych słowach zaczęła czyścić pacjentkę.
Łukasz wyszedł z pokoju wstrząśnięty.

[1560]
Przed kilkoma miesiącami jacyś ludzie oplakatowali miasto podobiznami proboszcza i jego gosposi. Podpisano te plakaty: „Święta rodzina”. Nikt z kurii na to nie zareagował. Tam, w centrali, nikomu nie przeszkadzało, że ksiądz proboszcz mieszka pod jednym dachem, a właściwie w jednym mieszkaniu, ze swoją gosposią.

[2576]
Jan najpierw myślał, że biskup go wezwie i zdegraduje. Przecież mieszka z kobietą. Ale szybko się dowiedział, że o ile dla zwykłych katolików mieszkanie razem bez ślubu jest grzechem ciężkim, o tyle dla księży już nie. Ksiądz może mieszkać z kobietą bez ślubu. A właściwie to nawet musi, bo przecież nie może się ożenić.

[3904]
Dwa lat później, w Wielki Piątek, znowu płakałem podczas czytania o Męce Pańskiej. A w Niedzielę Zmartwychwstania wstałem o piątej rano ze względu na limit wiernych związany z koronawirusem, żeby z moją narzeczoną dostać się do kościoła na rezurekcję.

[3921]
Inspiracją dla mnie byli żywi, autentyczni ludzie, którzy przeżywali życiowe kryzysy. Jednakże pisząc, starałem się tak rozwijać opowieść, żeby opisani przeze mnie bohaterowie stali się niezależnymi, odrębnymi od pierwowzorów postaciami.
   Wszelkie podobieństwa są zupełnie przypadkowe i niezamierzone. Moja książka nie jest kroniką, oskarżeniem ani reportażem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz