Strony
▼
sobota, 16 lipca 2022
Yang czyli After Yang
Czerwony Kapturek przysiadł na pieńku i oddał się wspomnieniom. Siostra z kubkiem świeżego mleka stoi w drzwiach. - Część ciebie zawsze będzie tęsknić za tą chwilą - mówi. Opada na niezasłane łóżko, podczas gdy zza ściany dobiega dźwięk klawesynu. - Oto wstążka z dnia ślubu - głos matki brzmi obco pośród nocnej ciszy. Tańczy bosa w świetle gwiazd, wśród dojrzewających fig i dzieci. Żar dogasającego ogniska wypalił obraz w pamięci. Wilk, babcia, myśliwy... Cóż wniosłyby te postaci do tej opowieści wypełnionej duchowym bogactwem głównej bohaterki? Tak sobie wyobrażam bajkę o Czerwonym Kapturku w wykonaniu twórców Yanga. Nie wróżę sukcesu tej wersji, ale jedno trzeba przyznać: usypia skuteczniej niż pierwowzór. I bardzo dobrze, bo to jest jedna z funkcji, jaką pełnią bajki, wszelako z zastrzeżeniem, że idąc na seans raczej nie mam ochoty być traktowany jak dziecko do usypiania. Podobno na Odyseję kosmiczną 2001 szło się z dawką LSD, co jest przesadą, skoro odlotowe fragmenty trwają może z dziesięć minut. Nie wiem czym się naszprycować przed Yangiem, w każdym razie odradzam makaron orientalny z kurczakiem, bambusem i uszakami bzowymi. Fabuła jest taka: android Yang wyzionął rdzeń główny, czym zmartwił rodzinę Jake'a. Jest szansa przywrócić go do życia, ale okazuje się to trudniejsze, niż się z początku wydawało. Kiedy Jake i jego żona przeglądają karty pamięci Yanga, wychodzi na jaw, że... Unikam spojlerowania, ale jeden lekki będzie: niewiele mnie to obeszło, co tam Jake zobaczył. Było to mniej więcej równie fascynujące, co film z wesela pewnej dziuni, której znajomi ostrzegali się wzajemnie: hej, postaraj się teraz wykręcić od zaproszenia do niej, chyba że chcesz oglądać, jak ciocia Stasia wpierdziela flaczki. Nie ulega wątpliwości, że początkowa scena tańca udała się znakomicie, ale czujne oko Kwiatka wśród wielu tańczących rodzin nie wypatrzyło żadnej nieheteronormatywnej. A wydawało się, że w filmie o rodzinie euro-afro-orientalnej będzie większa inkluzywność. Jednak nawet gdyby twórcy wśród rodzin uwzględnili poliamorię z udziałem helikopterów bojowych, film pozostałby dziełem wysoce ekskluzywnym, przeznaczonym dla duchowej arystokracji, do której mam przyjemność się nie zaliczać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz