Strony
▼
poniedziałek, 20 czerwca 2022
Morskie opowieści czyli Al Mar
Morskie opowieści kojarzą nam się z tą pseudo-szantą, w której marynarz syrenę w sieci złowił, górę sobie zostawił, z dołu filet zrobił. Bardzo nietrafne skojarzenie, jeśli chodzi o ten chilijski film, który chce być nastrojową przypowieścią o skomplikowanej miłości analnej między Diego a Vincentem. Nastrój tworzą poetyckie wstawki morskich panien, recytujących dość zakalcowate strofy, z których zapamiętaliśmy pierś wypełnioną milczeniem. Poza tym wysoki poziom artystyczny ma nam zapewnić szarpana narracja, w której przeskakujemy dość chaotycznie między różnymi miejscami i planami czasowymi. Ma to zapewne oddać poczucie chaosu, który wdarł się w życie Diega, bo ten nie może ot tak oznajmić swojej Lorenie, że wiesz, kochanie, poznałem takiego Vincenta, z którym mam ochotę pofiglować. Rzecz dzieje się współcześnie, na chilijskiej prowincji, w której są trudności z zaopatrzeniem, ale ludzie znoszą to spokojnie, bo są nadzwyczaj kulturalni i chodzą na zajęcia z kreatywnego pisania, które prowadzi Diego. Ciekawe, czy w Mławie byłaby podobna frekwencja… W tak poetyckich ramach nie sposób odebrać filmu jako głosu w kwestii dyskryminacji gejów, czy też jakiejś innej - twórcom nie o to chodzi, lecz o dość subtelną opowieść o relacji między trzema osobami. Brzmi to być może niezbyt atrakcyjnie, ale plusem filmu jest to, że nie przynudzał, co mówię ja, osoba przyziemna. Sceny zbliżeń cielesnych są nieliczne i nieszczególnie dosłowne, ale wiadomo, kto spenetrował kogo, co jest zawsze niewiadomą w seksie homo, w odróżnieniu od seksu hetero. Choć kto tam wie, skoro na jednym z memów widzimy wyraźnie zasmuconego faceta, któremu dziewczyna mówi, że mały penis to nie problem. Wolałbym, żebyś go w ogóle nie miała - odpowiada facet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz