Strony
▼
czwartek, 9 września 2021
Spotkajmy się czyli A Reunion
Michael przyleciał z Japonii, miejsca swojego stałego pobytu, na zjazd swojego rocznika ze studiów, na lotnisku w Los Francisco czy San Angeles odebrał go Josh i razem ruszyli samochodem do Chicago, gdzie zaplanowano spotkanie. Wygląda to na kino drogi, ale wątłe ono jakieś, zwykle się na tej drodze spotyka jakichś nietuzinkowych osobników, względnie osobniczki, a tymczasem koleżanka z roku, do której wpadają w odwiedziny, ma już za sobą fazę nietuzinkowości, teraz jest Żoną w Ciąży, a nie tym wyluzowanym dziewczęciem chętnym do podwójnej penetracji, o czym średnio taktownie przypomniał Michael. Podróżą w innym sensie próbują twórcy zaciekawić widza, a dotyczy ona relacji obu mężczyzn, o czym nie da się napisać więcej bez spojlerów. Czasami w barszczu jest za dużo grzybów, a niniejszy produkt przypomina zawartość kociołka z Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta. To uwaga umiarkowanie trafna, bo pływają tu ze dwa grzyby, ale to pospolite podgrzybki lub pieczarki, nic co by nas zaskoczyło, jak nie zaskoczyło nas zakończenie, po którym można by się spodziewać sequela. Wiadomo dobrze, że jak się nie domknie wątków, to poziom artyzmu mnoży się przez dziesięć. Oczywiście lekko sympatyzujemy z Joshem, ale bardziej nas nurtuje pytanie, czy eksponowanie gołego krocza z podkoszulkiem na torsie to już jest full frontal? Obydwaj główni aktorzy odważyli się tak pokazać przed okiem kamery, co z kolei w naszych oczach mnoży przyjemność oglądania przez pi do kwadratu, jeśli nie więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz