Strony
▼
poniedziałek, 28 grudnia 2020
Miasteczko Halloween czyli The Nightmare Before Christmas
Uwielbiam ten film, więc obejrzałem go sobie w święta, co ze względu na temat jest wyborem bardzo słusznym. Pierwsze zaskoczenie po latach: to nie Burton był reżyserem. Był „zaledwie” producentem, co oczywiście widać w czasie oglądania. Znakiem firmowym Burtona jest tandetna groteska, niby ma być strasznie, ale myśl o widzu przerażonym jego filmem wydaje się idiotyczna. Nikt tak jak Burton nie potrafi z ciasta grozy lepić zabawnych pajacyków, jak szkielet Jack, który postanawia dla odmiany urządzić Christmas. Nie da się tego zrobić grzecznie, trzeba porwać świętego Mikołaja, a produkcję prezentów zlecić swoim ludziom, pardon, pokrakom, które, cóż, mają ograniczone horyzonty i jedyną jasną wizję dobrej zabawy. Moją ulubioną zabawką spośród prezentów rozdawanych przez Jacka jest zębata kaczusia. Z dorosłego spojrzenia na film ciekawa wydaje się struktura władzy miasteczka Halloween. Niekwestionowanym szefem jest szkielet Jack, a burmistrz z demokratycznego wyboru nic nie może, bo jest jedynie urzędnikiem - tak dzieci uczą się życia. Sprostowanie: jest jednak ktoś, kto się Jackowi przeciwstawia i to nie tak nieśmiało jak szmacianka Sally. Głosu Jackowi użyczył sam kompozytor Elfman, który partie Jacka odśpiewał genialnie, tego da się słuchać nie oglądając filmu. Piosenkę z prologu miał w swoim repertuarze sam Marilyn Manson. Na płycie z muzyką z filmu jest pominięta w filmie gawęda świętego Mikołaja, który wspomina te szalone święta w trakcie spotkania z Jackiem, ojcem gromadki szkieleciątek, którymi zaowocował romans z Sally. Ciekawe jak się jej rodziło, a przy okazji - angielskie słowo „boner” w odniesieniu do Jacka jest perwersyjnie trafione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz