Strony

poniedziałek, 13 lipca 2020

Racjonalnie o racjonalności

Na wstępie przepraszam Adi Shankara, Abbagnanę, Abduha, Abelarda i wszystkich pozostałych filozofów za poniższe dywagacje dyletanta. Odkryciem była dla mnie myśl Graebera, że kategoria racjonalności ma sens jedynie w kontekście wartości. Dla katolika modlitwa jest zajęciem racjonalnym. (Dygresja: katolicy często modlą się do Boga o coś, czyli proszą doskonałą istotę o zmianę jej doskonale stworzonego dzieła. I Bóg wysłuchuje! To jak z produktami Apple'a, po każdym doskonałym następuje nowy, dużo doskonalszy.) Uznając inne wartości, na przykład przekonanie o dobroczynnym wpływie tego rodzaju praktyk (w tym jogi i medytacji) na psychikę, mógłbym się z tym zgodzić. Paradoksów racjonalności jest zapewne więcej niż dwa, o których wspomnę. Pierwszy jest taki, że racjonalności nie może mieć racjonalnego uzasadnienia, jeśli chcemy uniknąć błędnego koła. Jest więc rodzajem wartości pasożytującej na innych wartościach i przekonaniach. Na bazie pewnych wartości można racjonalnie oceniać inne, sprzeczne z nimi przekonania. Katolik jest całkiem racjonalny, kiedy potępi mój ateizm, który uniemożliwia moje zbawienie. Będzie miał za to problem, kiedy zechce to samo uzasadnić odwołując się do moich wartości, wśród których jedną z ważniejszych jest ta, aby za prawdziwe uznawać twierdzenia dobrze uzasadnione. Drugi paradoks to w zasadzie wzmocnienie pierwszego: nie ma nic racjonalnego w przekonaniu, że używanie racjonalnych argumentów jest racjonalne. To samo łagodniej: używanie racjonalnych, czyli rozumowych argumentów nie jest najlepszym przejawem racjonalnego działania, czyli takiego, które przy pewnych założeniach przybliża nas do urzeczywistnienia wytyczonych celów. Parę razy zdarzyło mi się, że trzeźwa ocena sytuacji wywołała skutek jak najmniej pożądany, jak na przykład nazwanie mnie „chujem”. Jeśli za racjonalne uznać dążenie do studzenia emocji, poniosłem totalną klapę. Cała zakończona kampania wyborcza to niewyczerpane źródło przykładów drugiego paradoksu. Podam dwa przykłady. Pierwszy to ułaskawienie pedofila przez Dudę. Technicznie jest prawdą, że ułaskawił pedofila, choć jest to niewiele prawdziwsze od tego, że jestem mordercą. Nie ulega wątpliwości, jestem, bo zabiłem wczoraj komara z ciepłą krwią wyssaną ze mnie. Wczoraj słyszałem pisiorka, który powołał się na profesor Płatek, która rzekomo popiera to ułaskawienie. Nie popiera, a jedynie zauważa, że przy pewnych założeniach ułaskawienie miałoby sens. Tyle że wykręty Dudy są dalekie od racjonalnej argumentacji i bardzo przypominają „lewicową” obronę pedofila Polańskiego, tak wyśmiewaną przez prawiczków. Zarówno zbitka słowna „ułaskawienie pedofila” jak i kontrargumentacja są mało racjonalne w kontekście sensowności używanych pojęć. Jako emocjonalny strzał zbitka jest bez zarzutu, więc jest działaniem racjonalnym, choć mózg mi się w grobie obraca, kiedy to piszę. Inny przykład to „oczka wodne” Dudy. Z tego, co słyszałem, wszystko w tym pomyśle jest ok prócz samej nazwy, pod którą zaistniał. Nie wiem, jak atrakcyjnie sprzedać koncepcję, aby tak ukształtować teren, że deszczówka z niego nie odpłynie. Nazwanie tego „oczkiem wodnym” jest idiotyzmem, bo prawdziwe oczka wodne działają odwrotnie - wysysają wodę, którą trzeba do nich dolewać. W kontekście niedoborów wody nie ma żadnej racjonalności w lansowaniu określenia „oczka wodne”, ani w wyśmiewaniu pomysłu Dudy. W świetle tych wszystkich uwag zabawne staje się to, że ateiści często chowają się za szyldem racjonalizmu. Tego ostatniego im rzadko odmawiam, ale w tym wypadku - owszem. Na doczepkę będzie o słabym wyniku Biedronia. W moich kręgach popularny jest pogląd, że Polacy nie są gotowi na prezydenta geja. Przypuszczam, że gdyby zrobić sondaż na temat Biedronia, to ten powód słabego wyniku byłby w drugiej piątce. Zapewne dużo więcej osób zgodziłoby się z moim odczuciem, że charyzma Biedronia to charyzma prezydenta średniego miasta - i nic więcej. Przykład obecnego prezydenta wskazuje, że wystarcza charyzma wójta. Ciągnąc temat polskiej homofobii przytoczę opinię prof. Bilewicza, który owszem, cieszy się z dużego poparcia Polaków dla związków partnerskich, ale zauważa przy tym, że bardziej szczegółowe pytania odsłoniłyby mniej przyjemną prawdę o naszym społeczeństwie. Gdyby zapytać, czy przeszkadza ci, obywatelu, że twoje dzieci uczy gej, to prawda wyszłaby nie różowa, lecz brunatna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz