Strony

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Zła edukacja czyli Bad Education

Po pierwsze, ten film w żadnym wypadku nie nawiązuje do filmu Almodóvara pod identycznym tytułem oryginalnym (choć nie polskim). Po trzecie, mamy natrętne skojarzenia z Wrogiem ludu Ibsena, bo dylemat uczennicy Rachel jest odbiciem sytuacji doktora, który ogłaszając swoją niemiłą prawdę rujnuje miłe złudzenia, ale pal sześć złudzenia, źródła dochodów likwiduje. U Ibsena chodziło o uzdrowisko w stylu Rabki Zdroju z jej rekordowymi smogami, a w mieście Roslyn chodzi o szkołę. Co ma szkoła do piernika? To ma, że w SZA przestrzega się rejonizacji szkół, więc dobra szkoła równa się dobra lokalizacja, równa się wysokie ceny parcel i domów, a Rachel może to wszystko zniszczyć, bo wywęszyła finansowe przekręty. Jeśli to wyjdzie na jaw, szkoła straci reputację i cała okolica pójdzie w puta madre. Nie Rachel jest wszelako główną postacią, lecz Frank, który ma złotą rękę, jeśli idzie o podnoszenie poziomu szkolnictwa. A tymczasem u jego boku księgowa Pam radzi sobie nadzwyczaj dobrze, z oświatowej pensji wybudowała wielki dom z basenem. Chyba nikt z widzów nie uwierzy, że przez dwadzieścia lat wpierdzielała z rodziną chleb ze smalcem, żeby ten dom z oszczędności kupić. A Frank, biedaczek, tyra jak wół, cały jego wysiłek ma pójść na marne, więc nie dziwne, że szuka ukojenia w ramionach swojego byłego ucznia. Który tak zupełnie bezinteresownie kocha starszego o ponad dwadzieścia lat faceta. Po czwarte, co się stało z po drugie? Zbiegło mi w rajską dziedzinę ułudy, kędy niepokalany minister Szumowski z kryształowym wiceministrem Banasiem skaczą radośnie trzymając się za rączkę. Na głowie mają kwietne wianki, nad nimi latają motylki, a przed nimi bieży Rachel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz