Z góry uprzedzam, że nie ja ją wymyśliłem, lecz szacowna głowa, której w tej chwili nie jestem w stanie przypisać do konkretnej osoby. Sąd Najwyższy wreszcie zaczyna odpowiadać standardom obecnej władzy, mającej pewne oczekiwania wobec instytucji państwowych, z których najważniejsze jest to, aby spełniać jej oczekiwania. SN ma uznać nieważność wyboru prezydenta po jutrzejszych „wyborach”. Władza zapomniała podać nazwisko wadliwie wybranego prezydenta, ale to można nadrobić. Ustalenie nazwiska zleci się młodszemu referentowi z biura zastępcy sekretarza stanu, który wyśle mail do SN. Jeśli referent zabaluje i skacowany nie wyśle, to SN miałby pole manewru, mógłby odrzucić sprawę jako organ pozbawiony kompetencji. Tak mi się wydawało do niedawna. Tymczasem przecież „wybory” nie zostały przez nikogo odwołane! Są prawnym faktem! Wobec tego ich wynik będzie taki, że każdy z kandydatów otrzymał tę samą liczbę głosów, więc wszyscy przechodzą do drugiej tury za dwa tygodnie. I to jest moja ulubiona interpretacja obecnej sytuacji. Niegdysiejsza koncepcja początków życia na naszej planecie zakładała istnienie zupy pierwotnej, w której wedle różnych ujęć pływały gotowe organy lub choćby aminokwasy. W sensie prawnym nasz kraj w szybkim tempie cofnął się do stanu owej zupy pierwotnej, która raczej nie jest krupnikiem rozstrzygnięć. Jest szambem, z którego są możliwe wynurzenia. Jestem tego najlepszym przykładem.
Strony
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz