Strony

piątek, 22 maja 2020

Magiczne noce czyli Notti magiche

Jak przyjemnie utwierdzać się w stereotypie! Tym razem chodzi o pogląd, że komedie włoskie to nie są filmy do śmiechu. Kto, jak nie Dante ze swoją Komedią, najlepiej nam o tym przypomina. Nie znaczy to, że nie trafi się od czasu do czasu moment zabawny, ale to jakby przypadkiem, bo twórcom na ogół chodzi o co innego. A o co chodzi tym razem? O satyryczne spojrzenie na kino włoskie w roku 1990. No to mogiła, bo my, polskie wieśniaki, jesteśmy strasznie mało oblatani w realiach włoskiego przemysłu filmowego tamtych lat. Jeśli chodzi o domniemany uniwersalny wymiar tej opowieści, to nie można rzec, że go nie ma. Jest chyba jak najbardziej, utopiony w nieznośnym gadulstwie, przez cały czas ktoś coś mówi. Lektor powinien dostać za ten film podwójną stawkę, a biedny, oszołomiony widz nie może sobie (chwilowo jeszcze) dołożyć pamięci RAM do umęczonego mózgu, aby móc trawić na bieżąco tę gonitwę danych. Trójka głównych bohaterów to laureaci konkursu na scenariusz, fajtłapa z południa, toskański Casanova i mroczna panna z Rzymu, która unika podłużnych przedmiotów. No to żałuj, mówi Casanova. Wszyscy są podejrzani o morderstwo znanego producenta filmowego, a ich zeznania przed inspektorem (w trójkę naraz, bo takie miała włoska policja procedury) są kanwą opowieści. W myśl ogranych wzorców, żaden z nich mordercą nie był, choć każdy po trosze go zabił, jak nam na końcu ogłaszają z satysfakcją z głębi tego przesłania. Jako ubodzy duchem wolimy pomysł jednego z aktorów, który widział się w roli wyzyskiwanego, włoskiego robotnika eksponującego swój imponujący tors. Na ten film musimy jeszcze zaczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz