Strony

środa, 15 kwietnia 2020

Magdalena Smoczyńska odchodzi z Kościoła

Nie mogę powiedzieć, żebym był zaznajomiony z profesor Smoczyńską w sensie osoby publicznie rozpoznawanej. W jutubowej relacji z dyskusji o odchodzeniu z Kościoła okazała się jedną z ciekawszych postaci. Jej deklaracja o odejściu jest o tyle znacząca, że jest ona z rodziny Turowiczów, którzy jeszcze przed wojną i ślubem toczyli długie teologiczne dyskusje, aby sprawdzić, czy są religijnie kompatybilni. Zanim przytoczę fragment wywiadu, wspomnę o tym fałszu, jakim jest twierdzenie, że bez religii nie ma życia duchowego. Niedawno doznałem opadu szczęki słuchając profesora Hartmana na Wielkanoc, który widzi w tym święcie wielki sens, choć bez potrzeby udziału w żadnych obrzędach (jeśli wygaśnie link, to zostawiam namiary: podcasty Google'a, Halo Radio, Celiński, 12 kwietnia br., g. 19). Po cytacie z wywiadu zamieszczam myśli mojej małpy.
Natomiast po skandalicznej wypowiedzi metropolity krakowskiego Marka Jędraszewskiego nt. osób LGBT+ stanęłam solidarnie razem z tymi osobami pod kurią na Franciszkańskiej i zabrałam tam publicznie głos. Szczucie na osoby o odmiennej orientacji seksualnej przez chrześcijanina, więcej: przez księdza katolickiego, do tego jeszcze: metropolity krakowskiego, to coś naprawdę niesłychanego. To ma bardzo konkretne i straszliwe konsekwencje. Ci niedouczeni konsekrowani „teoretycy seksu” (chciałabym zrozumieć, dlaczego mają taką obsesję na punkcie płci, naprawdę nic ich bardziej nie interesuje?) nie wiedzą, że homoseksualności nie nabywa się na lekcjach edukacji seksualnej i że nie można jej oduczyć żadną terapią. Nie mają pojęcia, na czym polega dramat młodej osoby odkrywającej swoją nietypową tożsamość płciową w tak nietolerancyjnym społeczeństwie jak nasze. I zamiast starać się ten stan zmienić, zamiast pomóc tym ludziom, księża, z abp. Jędraszewskim na czele, ładują do głowy niekoniecznie wykształconym wiernym, że to jest zaraza, z którą trzeba walczyć. I bywa, że rodzice tych osób, czasem w najlepszej wierze, wyrzucają swoje dzieci z domu, katują je pseudoterapiami czy egzorcyzmami, zamiast je zaakceptować i dać tak bardzo im potrzebne wsparcie. Trzeba powiedzieć, że ci ludzie, te dzieci stosunkowo często popełniają samobójstwa. Propagując taką postawę, polski Kościół będzie miał (i niestety już ma) krew na rękach.

To nie są ich jakieś rozpasane fanaberie przywleczone ze zgniłego Zachodu, oni tacy się po prostu urodzili. Czy metropolita uważa, że Pan Bóg się pomylił, że takimi ich stworzył? Na pewno łatwiej przyszłoby abp. Jędraszewskiemu zmienić swoje poglądy na bardziej chrześcijańskie, niż im zmienić swoją tożsamość płciową. Problem w tym, że księdza metropolity ich los nie obchodzi. Ujmę to tak: abp Marek Jędraszewski obraża moje uczucia religijne. A nawet więcej niż tylko uczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz