Strony

sobota, 11 kwietnia 2020

Bogowie pokazują klaty (Bill Gaston)

Od parudziesięciu lat literaci mają fobię na punkcie point, dlatego nie przepadam za opowiadaniami. W dobrej powieści pointa nie jest potrzebna, ale w opowiadaniu? W pozytywistycznych nowelach i w miesięczniku Fantastyka pointy to był obowiązek. Z większości opowiadań Gastona można by wyciąć ostatnią stronę i niewiele by to zmieniło. Po paru pierwszych tekstach w tym tomie poddałem się i zacząłem je czytać, jak gdyby były fragmentem większej całości. Polecam takie podejście. Tematyka orbituje wokół współczesnego realizmu, choć momentami jest to dalsza orbita, jak w tym Dziele w toku o absurdalnej i mało mnie obchodzącej próbie wytrzymałości między krytykiem a autorem. Ale to raczej wyjątek. Z książki wyniosłem terminy takie jak „awunkulat” i „koan”, wsłuchałem się w Pieśń burłaków wołżańskich oraz zapoznałem się z pisarzem Lowrym, który był bohaterem jednego z opowiadań, a raczej antagonistą zza grobu bohatera Leśnej ścieżki.
Lowry widział tam „delikatne światło i zieloność, światło dodało urody kobiecym liściom klonów okrągłolistnych, a młodziutkie listki olch błyszczały w słońcu jak gwiaździste kwiaty derenia”. I tak dalej, i tak dalej, w nieskończoność. [644]
Roztrząsana w posłowiu kwestia kanadyjskości autora obchodzi mnie w równym stopniu, co Real Madryt Marię Czubaszek. Jak stwierdziła, Realem Madryt interesuję się tak samo, jak mną interesuje się Real Madryt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz