Strony

poniedziałek, 23 września 2019

Ad Astra

Tytuł jest naciągany, bo najdalszy lot ma na celu Neptuna, więc nie powinno być „ad astra”, lecz „ad planetarum”. W zamierzeniu jesteśmy w nieodległej przyszłości, kiedy ludzkość ma już bazy na Księżycu i Marsie, a twórcy starali się osiągnąć efekt wiarygodnego przedstawienia realiów epoki lotów kosmicznych w układzie słonecznym. Podobnie jak w serialu Kosmos 1999 o bazie kosmicznej na Księżycu, który oderwał się od Ziemi, zapomniano o małym ciążeniu naszego satelity, więc turyści przybywający na Księżyc poruszają się tak samo jak na Ziemi, choć w rzeczywistości powinni zabawnie podskakiwać, jak to swego czasu robili kosmonauci. To nie jedyny problem z ciążeniem, jaki zauważyłem. Poza tym pokazali, że niezwykle łatwo jest się dostać do startującej rakiety, co udaje się bez trudu naszemu Royowi, którego nie przewidziano w składzie załogi lecącej na orbitę Neptuna, gdzie zlokalizowano statek wysłany z misją kosmiczną niemal trzydzieści lat wcześniej. Sprawa była poważna, bo wysyłane stamtąd potężne impulsy energii zdestabilizowały cywilizację, co jest kolejnym źródłem moich wątpliwości. Z takiej odległości osiągnąć ten efekt, to jakby zabić mrówkę na antypodach rzutem kamienia. Niczego tu nie zdradzę, jeśli powiem, że na owym statku dowódcą był tatuś Roya, legenda lotów kosmicznych. Jego misja miała na celu wyłapanie sygnałów obcych cywilizacji, których rzekomo nie dałoby się przechwycić w bliżej Słońca. Kolejne wątpliwości: naprawdę w takim celu wysłanoby ekspedycję wydając miliardy? Poza tym biorąc pod uwagę kosmiczne dystanse, szanse kontaktu z kimkolwiek są maciupeńkie, nawet jeśli pominiemy kwestię prawdopodobieństwa życia rozumnego w kosmosie. Czy odkryto jakiekolwiek sygnały od obcych, nie wyjawię, ale przypomnę, że Szymborska kiedyś napisała felieton na ten temat. Krótko mówiąc, jeślibyśmy się dowiedzieli, że jesteśmy sami w kosmosie (choć nie wiem, jak moglibyśmy to ustalić), to cóż, oznaczałoby to tyle, że nasza obecność we wszechświecie nabiera jeszcze większego znaczenia, bo cokolwiek robimy, nikt inny tego nie zrobi. Opowieść w Ad Astra ma charakter - powiedzmy - moralitetu, z całym zadęciem i brakiem luzu, jaki cechuje ten rodzaj twórczości. Temu filmowi przydałyby się nożyczki, stwierdził Kwiatek, którego uwierały dłużyzny. Zgoda, odparłem, ale nawet gdyby go przyciąć do pięciu minut, przesłanie pozostanie banalne. Ciekawe, czy jakiś kark usłyszy „żyj i kochaj” i przestanie krzyczeć „wypierdalać, pedały!”. Ale bym się zdziwił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz