Strony

środa, 3 kwietnia 2019

Piosenki o miłości czyli Les chansons d'amour

Uwaga, będzie dwa i pół spojlera. Pierwszy: śpiewają. Niby tytuł to sugeruje, ale jako ludzie wyrafinowani, czyli zasadniczo nie różniący się od pierwszych naiwnych, nie oczekiwaliśmy z góry, że będzie musical. Generalnie musicale dzielą się na holiłódzkie i boliłódzkie, a reszta to jakieś przeróbki, podróbki i pastisze. W przypadku tego filmu ta ostatnia opcja wydaje mi się wyborem najtrzeźwiejszym, a to dlatego, że śpiew francuskich aktorów jest, by tak rzec, śpiewem ludzi o talencie umiarkowanym, którym oszczędzono popisów wokalnych. Nie oznacza to wcale, że piosenki są złe lub źle wykonane - są po prostu inne. Drugi spojler: Ismael i jego dziewczyna Julie mieszkają razem, a żeby było im weselej, zaprosili do łoża i stołu biseksualną Alice. Rodzina o tym wie i przeżywa w związku z tym umiarkowane męki. Teraz zaczyna się trudność, bo aby powiedzieć cokolwiek więcej o fabule, trzeba mocno spojlerować (spojlerzyć?). Powiem więc tylko tyle, że nasz trójkąt się tragicznie zdekompletuje, co spowoduje wiele smutnych piosenek i dość nieoczekiwane odwrócenie orientacji seksualnej (lub, nazwijmy to ładniej, jej ubogacenie). Będzie więc wątek homo z ładnym bretońskim licealistą. Gwoździem programu było co innego, a mianowicie teksty niektórych piosenek, których autorzy jedli te same grzybki co Iwaszkiewicz, gdy pisał libretto do Króla Rogera. Postanowiłem z tego powodu jedną z piosenek tu uwiecznić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz