Strony

niedziela, 3 marca 2019

Opowieść przodka. Pielgrzymka do początków życia (Richard Dawkins, Yan Wong)

Gruby ten e-book, ale wart przeczytania. Choćby dlatego, żeby zrewidować swój poglad, że ewolucja to takie proste zjawisko. Zacznijmy od tego, że Darwin nie urodził się na naukowej pustyni. Koncepcje, które połączył w swoją teorię, istniały przed nim, a mimo to nikt wcześniej wpadł na ten pomysł. Dodatkowy atut Darwina to przejrzystość stylu, jego książka – dzieło par excellence naukowe – było napisane przystępnie i rzeczowo. W tamtych czasach genetyka dopiero raczkowała, a dziś sekwencjonowanie DNA to rzecz banalna, ale w połączeniu z ewolucjonizmem – analiza chromosomów staje się wyrafinowaną dziedziną wiedzy. Dlatego z pokorą przyznaję, że niektóre opowieści Dawkinsa są dla mnie mało przystępne. DNA jest tworem zaskakującym, bo niby ma służyć kodowaniu białek, ale jedynie dziesięć procent jest wykorzystywane w tym celu. Rola pozostałego DNA jest dość tajemnicza, ale są pewne koncepcje, że potrzebne jest wtedy, gdy koduje się białka potrzebne na przykład w komórkach wątroby – na jakiejś zasadzie DNA „wie”, że tam i wtedy potrzebne jest to i to. Inna sprawa to zaśmiecenie DNA wirusami, które wkomponowały się w chromosom i taki znalazły sposób na replikację. Jak niedawno się dowiedziałem, zdołano wyhodować świnię bez wirusów w DNA, a konkretniej – bez tych wirusów, które szkodziłyby człowiekowi, gdyby dokonać transplantacji narządów ze świni na człowieka. Jest to tym bardziej możliwe, że rozmiarowo nasze organy są dobrze dopasowane. Wracając do ewolucji, dobór naturalny nie jest jedynym czynnikiem, który wpływa na wygląd i funkcje żywych organizmów. Jest jeszcze dobór płciowy, dzięki któremu mamy ogon pawia lub altanki altanników. Nie zapominajmy o doborze sztucznym, czyli kontrolowanym przez człowieka. Do dziś mnie dziwi fenomen dzikiej kapusty, z której człowiek zdołał wyhodować nie tylko zwykłą kapustę, ale również brokuły, kalafiory i brukselkę. Ewolucja jest teorią naukową szczególnie mocno atakowaną przez fundamentalistów religijnych. Czy ktoś widział małpę, która urodziła człowieka? – pytają, wykazując się totalną ignorancją. Zmiana gatunkowa nie dokonuje się z pokolenia na pokolenie, dlatego na przykład nie może być mowy o „pierwszych ludziach”. Ewolucja burzy również pogląd o szczególnej pozycji człowieka pośród wszystkich istot żyjących. Nie ma organizmów „ewolucyjnie wyższych”, a wszystkie obecnie żyjące mają tę wspólną cechę, że są potomkami istot, które przetrwały i zdołały spłodzić potomstwo. Czy urocze skądinąd żebroplawy są pod tym względem gorsze od nas, ludzi? Jak się szacuje, tak zwane wielkie wymierania dokonywały się mniej więcej w takim tempie, jakie obserwujemy obecnie, kiedy jeden gatunek po drugim znika z naszej planety na skutek działalności człowieka. Jesteśmy dobrze rozpędzeni w likwidacji różnych form życia, więc jest szansa, że skończymy jak ta Lemowa maszyna, która się sama od siebie odjęła. Gdyby ewolucja miała jakieś sensowne priorytety, powinna unikać tworzenia istot rozumnych, które pokazują na naszym przykładzie, jakim potrafią być zagrożeniem dla biosfery. Parę słów o samej książce. Główna jej koncepcja to uporządkować świat ożywiony wedle kryterium wspólnego przodka z człowiekiem. Każde dwie żyjące istoty mają wspólnego przodka, jakkolwiek to może dziwić, jeśli zestawimy człowieka z bananowcem. Autor skupia się przede wszystkim na zwycięzcach ewolucyjnego maratonu, z rzadka wspomina o naszych wymarłych kuzynach. Tych wymarłych jest zwłaszcza wielu w początkowej fazie, a dotyczy to różnego rodzaju hominidów, które nie dotrwały do naszych czasów. Najbliższymi naszymi nieludzkimi krewnymi są szympanse, a gdyby wyginęły – awansowałyby goryle. To uświadamia nam, jak względne jest pojęcie ewolucyjnego pokrewieństwa. Zauważmy, że gdyby podobną książkę napisała stokrotka, ludzie pojawiliby się w niej gdzieś w partiach końcowych. Kolejne rozdziały poświęcone są spotkaniom z coraz dalszymi krewnymi, a część z nich ma swoje opowieści. Już od Ezopa zwierzątka w literaturze musiały być mądre i dowcipne, ale i one by się zdziwiły o czym tu opowiadają. O genach Hox kształtujących odnóża, o odśmieconym lub zaśmieconym DNA (jak w przypadku cebuli, której genom jest parokrotnie większy od ludzkiego) lub o gatunkach pierścieniowych na przykładzie salamander w Dolinie Kalifornijskiej, w przypadku których załamuje się nasz pogląd na gatunek jako dobrze zdefiniowaną grupę istot wyraźnie oddzielonych od reszty biosfery. Każde porównanie, każda racjonalna myśl jest budowaniem przybliżonego modelu świata, który powoli zaczyna przesłaniać rzeczywistość, jak nas uczy buddyzm zen. Jak ujmuje to Dawkins, ewolucja stanowi wyzwanie dla „nieciągłego umysłu”. Na stronie OneZoom można bawić się fraktalnym drzewem życia.

[20, o względności ewolucyjnego postępu]
Obdarzony świadomością historyczną jerzyk, dumny, co zrozumiałe, z możliwości latania, tego ewidentnie nadrzędnego osiągnięcia organizmów żywych, będzie uważał ród jerzyków – tych spektakularnych maszyn o skośnych skrzydłach, które potrafią pozostawać w powietrzu przez rok bez przerwy i nawet kopulują w locie – za szczyt ewolucyjnego postępu.

[49]
Nazwijmy tego konkretnego małego ssaka Henry (tak się składa, że to częste imię w mojej rodzinie). Chcemy udowodnić, że jeśli Henry jest moim przodkiem, musi być także twoim. Wyobraźmy sobie przez chwilę sytuację przeciwną: ja pochodzę od Henry’ego, a ty nie. Jeśli tak by było, linia twoich przodków i linia moich musiałyby biec obok siebie, nigdy się nie stykając, przez 100 milionów lat ewolucji, aż do chwili obecnej. Nigdy by się nie skrzyżowały, a jednak doszłyby do tego samego ewolucyjnego punktu – w którym jesteśmy na tyle podobni, że twoi krewni nadal mogą krzyżować się z moimi. To czysty absurd.

[108]
Z szacunków przeprowadzonych w 2011 roku przez Michaela Bluma i Mattiasa Jakobssona wynika, że najwcześniejsze rozgałęzienia w ludzkim drzewie genowym na ogół miały miejsce ponad milion lat temu. To oznacza, że wiele z naszych obecnych różnic genetycznych powstało, zanim jeszcze narodził się człowiek współczesny – często są od niego starsze o kilkaset tysięcy lat. Raz jeszcze zderzamy się tu z różnicą między myśleniem na poziomie genowym i na poziomie osobniczym.
Inaczej mówiąc, jesteśmy zestawem genów, a niektóre z nich krążyły w przyrodzie długo przed powstaniem naszego gatunku.

[153]
Literatura popularnonaukowa dotycząca ludzkich skamieniałości ekscytuje się rzekomą ambicją odkrycia „najstarszego” ludzkiego przodka. To zupełne głupstwa. Można postawić konkretne pytania, na przykład: „Który przodek człowieka pierwszy chodził na dwóch nogach?” albo „Jakie zwierzę jako pierwsze było naszym przodkiem, ale już nie przodkiem szympansów?”, czy też „Jaki był najstarszy przodek człowieka, który miał objętość mózgu powyżej 600 cm3?”. Takie pytania przynajmniej teoretycznie coś znaczą, chociaż w praktyce trudno na nie odpowiedzieć, a niektóre mają tę wadę, że tworzą sztuczne luki w nieprzerwanym kontinuum. Jednak pytanie „Kto był najstarszym przodkiem człowieka?” nie znaczy kompletnie nic.

[251]
Jednak na przykład tetrachromatyczne żółwie mogłyby być rozczarowane nierealistycznymi (dla nich) obrazami na naszych ekranach telewizyjnych i kinowych. (...) U ludzi dichromatyzm dotyka około 2 procent mężczyzn.
Przypominam, że ludzie są na ogół trichromatyczni. Genetyczny dichromatyzm przejawia się między innymi nierozróżnianiem zieleni od czerwieni, ale taka przypadłość spotyka również mężczyzn z innych powodów (około ośmiu procent).

[270, o madagaskarskich drapieżnikach]
Najsłynniejsza z nich jest fossa, coś w rodzaju wielkiej mangusty rozmiarów beagle’a, ale z bardzo długim ogonem. Do jej mniejszych krewniaków należą falanruk i fanaloka, której nazwa łacińska brzmi – zapewne żeby wszystkim się myliło – Fossa fossana. Natomiast łacińska nazwa fossy to Cryptoprocta („ukryty odbyt”), w związku z tym, że jej odbyt ukryty jest w worku skórnym, co przypuszczalnie ma pomóc w znaczeniu terenu zapachem.

[315]
Cały czas wracamy do szoku wynikającego z dowodów molekularnych: walenie są nie tylko kuzynami wszystkich parzystokopytnych, ale należą do nich (...).

[393]
Jednak pstrągi są bliższymi kuzynami człowieka niż rekinów.
Przyznaję, że szok. To pokazuje, że nasza systematyka biologiczna jest w dużej mierze arbitralna. Powyższe stwierdzenie rozumiem tak: gdyby prześledzić krewnych pstrąga pośród obecnej fauny, to ludzie wyprzedziliby rekiny, bo wspólny przodek pstrąga i człowieka wystąpiłby wcześniej niż wspólny przodek pstrąga i rekina.

[448]
W istocie, gdybyśmy wzorem żab i salamander poprzestali na ośmiu palcach u rąk, w naturalny sposób myślelibyśmy w systemie ósemkowym, byłoby nam łatwiej zrozumieć logikę binarną i może znacznie wcześniej wynaleźlibyśmy komputery.

[452, inny przykład gatunków pierścieniowych]
Mewa srebrzysta i mewa żółtonoga w Europie nigdy się nie krzyżują, chociaż łączy je nieprzerwany ciąg krzyżujących się koleżanek i kolegów, biegnący dookoła świata.

[478, o pierwszych tetrapodach]
Zupełnie niedawno odkryto w Polsce wspaniały zbiór śladów stóp, zwany tropami z Zachełmia.

[480]
Inną grupę chodzących ryb (doskonałokostnych) tworzy podrodzina Oxudercinae z rodziny babkowatych, na przykład poskoczki Periophthalmus. Niektóre z tych ryb spędzają więcej czasu na lądzie niż w wodzie. Żywią się owadami i pająkami, których na ogół w morzu nie znajdziemy. Możliwe, że nasi dewońscy przodkowie cieszyli się podobnymi korzyściami, kiedy po raz pierwszy wyszli z wody, bo zarówno owady, jak i pająki wybrały się na ląd przed nimi. Poskoczek skacze po przybrzeżnych równinach błotnych, może także pełzać za pomocą płetw piersiowych, których mięśnie są tak dobrze rozwinięte, że podtrzymują jego ciężar. Gody poskoczków odbywają się częściowo na lądzie, a samiec może robić „pompki”, jak to mają w zwyczaju niektóre samce jaszczurek, aby pokazywać samicom swój złocisty podbródek i gardło.

[586, o konikach polnych C. brunneus i C. biguttulus]
Jednak w przeciwieństwie do – powiedzmy – lwów i tygrysów, które mogą krzyżować się w zoo i rodzić (bezpłodne) „lwyrysy” i „tygrylwy”, te koniki wyglądają identycznie. Najwyraźniej jedyna różnica dotyczy ich pieśni godowych.

[594]
Cytowałem już wcześniej wizję Nowej Republiki H.G. Wellsa z Wizji przyszłości i przytoczę ją tutaj ponownie, bo to bardzo pouczające przypomnienie, że czołowy brytyjski intelektualista, uważany w swoich czasach za postępowego, o sympatiach lewicowych, mógł mówić tak przerażające rzeczy zaledwie sto lat temu i właściwie przechodziło to niezauważenie.
A jak Nowa Republika będzie traktować niższe rasy? Jak będzie sobie radzić z czarnym? (…) z żółtym? (…) z Żydem? (…) z tymi chmarami czarnych, brązowych, brudnobiałych i żółtych ludzi, którzy nie są w stanie sprostać nowym potrzebom wydajności? Cóż, świat jest światem, a nie instytucją dobroczynną, więc zakładam, że będą musieli odejść (…). System etyczny Nowej Republiki, system etyczny, który będzie dominował w państwie światowym, zostanie ukształtowany przede wszystkim, by sprzyjać prokreacji tego, co świetne, efektywne i piękne w ludzkości – pięknych, silnych ciał, jasnych i potężnych umysłów (…). A metodą, którą natura do tej pory stosowała w kształtowaniu świata, poprzez którą zapobiegała temu, by słabość rodziła słabość, (…) jest śmierć (…). Mieszkańcy Nowej Republiki (…) będą mieli ideał, który uczyni zabijanie wartym zachodu [Wells 1902, 315].
[620]
Można skonstruować bardzo bujne drzewo rodowe genów homeoboksowych, istniejące tuż obok drzewa genealogicznego zwierząt, u których geny te występują. Oba drzewa są równie zasadne.

[622-625]
Duża podgromada Bdelloidea należy do typu wrotków (...). Istnienie wrotków z tej grupy jest ewolucyjnym skandalem. Nie ja wymyśliłem ten bon mot – pobrzmiewa w nim niepodrabialny ton Johna Maynarda Smitha. Wiele wrotków rozmnaża się bez seksu. Przypominają pod tym względem mszyce, straszyki, różne chrząszcze i kilka jaszczurek, więc nie to jest szczególnie skandaliczne. Maynardowi Smithowi naprawdę ością w gardle stanęło coś innego: otóż Bdelloidea jako całość rozmnażają się wyłącznie bezpłciowo – wszystkie co do jednego. (...)  Stwierdzenie, że istnieje 360 gatunków Bdelloidea, wiąże się z pewnym problemem. Według biologicznej definicji gatunek to grupa osobników, które krzyżują się ze sobą, a nie z innymi. Nasze wrotki są aseksualne i z nikim się nie krzyżują. Każdy osobnik jest odizolowaną samicą, a każda z jej córek idzie sobie własną drogą, w genetycznej izolacji od wszystkich innych osobniczek. Kiedy więc mówimy o 360 gatunkach, możemy mieć na myśli tylko to, że istnieje 360 charakterystycznych typów, które nam, ludziom, wydają się na tyle różne, że spodziewalibyśmy się, że gdyby w ogóle rozmnażały się płciowo, to nie wybierałyby innych typów na seksualnych partnerów.

[626, obserwacja Billa Hamiltona]
Jak często widzisz ludzi uprawiających seks? Gdybyś był Marsjaninem i rozejrzał się wokół, byłbyś przekonany, że jesteśmy aseksualni.

[630]
Zwrócę tylko uwagę na fakt, że wrotki Bdelloidea są paradoksem w paradoksie. W pewnym sensie przypominają tego żołnierza w plutonie marszowym, którego matka zawołała: „Idzie mój synuś – tylko on trzyma krok”.

[680]
Morskie ślimaki z grupy mięczaków zwanej nagoskrzelnymi...
Wspominam, bo pod względem ubarwienia to spektakularne stworzenia.

[692]
Jednak retoryka holistycznej harmonii może się przerodzić w jakiś szalony mistycyzm spod znaku księcia Karola. Istotnie, idea mistycznej „równowagi natury” często przemawia do tych samych ptasich móżdżków, których właściciele chodzą do szarlatanów, aby „zbilansować swoje pole energetyczne”.

[727]
Do workowców należą słynne i ważne rodzaje grzybów, takie jak Penicillium, pleśń, z której Fleming przypadkowo otrzymał – i w znacznej mierze zignorował – pierwszy antybiotyk, odkryty ponownie przez Floreya, Chaina i innych trzynaście lat później.

[767]
To dzięki datowaniu węglem 14 udowodniono, że w Całunie Turyńskim nie mógł odcisnąć się wizerunek Jezusa, ponieważ materiał pochodzi ze średniowiecza.

[784]
Sam Mixotricha paradoxa jest miastem.
Jest to pierwotniak, którego kolonie występują w trzewiach termitów i pozwalają im trawić drewno. Mixotricha jest miastem w tym sensie, że pokrywające go włoski są w istocie bakteriami żyjącymi w symbiozie. Termity budują swoiste miasta, każdy termit jest miastem dla Mixotricha, a ten ostatni jest miastem dla bakterii.

[1001]
jedyna w swoim rodzaju mięsożerna gąsienica...
Mowa o pewnym gatunku hawajskim. A polski modraszek? O modraszku nie wspomniał, skandal!

[1013]
Tom Lehrer, prawdopodobnie najdowcipniejszy kompozytor komicznych piosenek wszech czasów, na jednej ze swoich partytur zapisał następującą muzyczną wskazówkę: „Trochę za szybko”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz