Strony

czwartek, 1 lutego 2018

The Room

E, tam, to na pewno nie jest najgorszy film, jaki nakręcono, ale jeśli wziąć pod uwagę pieniądze, jakie pochłonęła produkcja - to być może, że tak. Obejrzeliśmy ten film głównie z powodu Disaster Artist, który już niedługo wejdzie na ekrany kin, a jego zwiastun nami wstrząsnął, wskutek czego wyszliśmy na idiotów, których rozbawi byle co i głośno to okazują. Film ma charakter autorski, a jego twórcą jest Tommy Wiseau, który napisał scenariusz, wyreżyserował i zagrał główną rolę. Z tym ostatnim chyba jest najgorzej, bo więcej dobrego aktorstwa można obejrzeć w pierwszym lepszym pornosie. Producent tego filmu zapewne był najmniej asertywną osobą świata, która nie potrząsnęła Tommym, aby może sobie dał spokój z występami przed kamerą. Ale co się dziwić, skoro był to jeden z aktorów - nie znam się zbyt mocno, ale to chyba jest rodzaj patologii. Ciekawostką są dość odważne sceny erotyczne, skoro niewdzięczna panna, dziewczyna Johnny'ego, pokazuje biust, ale kiedy tylko nie ma Johnny'ego w pobliżu, opowiada wszystkim, jaki to on jest beznadziejny. A Johnny tak ją kocha, że niewiele sobie robi z jej bezpodstawnych oskarżeń o pobicie, co widzimy w najsłynniejszej scenie wejścia na dach budynku ze słowami „O, hi, Mark!”. Czyż to nie słodkie, że od roku 2003 nakręcono setki filmów, o których nikt już nie pamięta, a taki gniot jest oglądany, komentowany i obśmiewany do dziś? Film The Room wniósł do świata wiele radości, taka jest niewygodna prawda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz