Strony

środa, 6 września 2017

Holding the Man

Timothy Conigrave zmarł w 1994 roku mając 35 lat, krótko po napisaniu książki, na podstawie której zrobiono film ponad dwadzieścia lat później. Scenariusz pisało życie, które w tamtych czasach nie odznaczało się oryginalnością, jeśli chodzi o gejów - temat główny to brak akceptacji i AIDS. Opowieść zaczyna się w połowie lat siedemdziesiątych, licealista Tim jest zakochany w koledze Johnie. Z początku nic nie wskazuje, że cokolwiek z romansu wyjdzie, ale po niedługim czasie stali się kochankami. Nawet kiedy sprawa wyszła na jaw, chłopcy postawili się swoim rodzicom, co zwłaszcza w przypadku religijnego ojca Johna wymagało większej odwagi. Parę lat później widzimy chłopców robiących sobie test na HIV, niestety pozytywny. Wyglądali na wierną sobie parę, więc skąd? Twórcy filmu skorzystali z okazji, żeby widza skołować, ale rzecz się wkrótce wyjaśnia. I tak zaczyna się dramat medyczny, biedny John zapada na raka starając się w miarę możliwości zachować pogodę ducha, a Tim musi patrzeć na konającego ukochanego. W tej sytuacji nie sposób się nie wzruszyć. W medyczne detale wchodzimy ostrożnie, aby nimi nie epatować, za to poczuć grozę sytuacji. Scena, w której John całkiem dosłownie wydaje ostatnie tchnienie, pozostanie w mojej pamięci do mojego ostatniego. Są też kwiatki obyczajowe, kiedy ojciec Johna przesadnie troszczy się o nieprzesadnie wielki majątek, który miałby odziedziczyć Tim. Myśl, że Tim patrzy z nieba na sukces swojej opowieści byłaby krzepiąca, ale mojej ateistycznej duszy musi wystarczyć poczucie satysfakcji, że się o Timie i Johnie pamięta. My z Kwiatkiem zauważylismy z pewnym rozbawieniem, że seks analny zaliczyli chłopcy po trzech latach miłości. A na njivickiej Gay Bay są tacy, co rozpoczynają znajomość od analu i na nim ją kończą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz