Strony

sobota, 22 lipca 2017

Cinco

Tytuł oznacza „pięć”, bo jest sklejką pięciu krótkometrażówek, więc gdybym wiedział od razu, wybrałbym coś innego. Zawsze człowiek się łudzi, że te historyjki zostaną spięte jakąś klamrą, i ogląda do końca, żeby się przekonać, że jednak nie. Główny problem jest taki, że zanim się zdołam wczuć w opowieść, następuje jej koniec - i to najczęściej w takim momencie, że nie wiem, po co to obejrzałem. Czyli jest jak w słynnym cytacie z Gomułki: gdybyśmy mieli mięso, robilibyśmy najlepsze konserwy, ale nie mamy na nie blachy. Co lepsze, ten wytwór występuje na listach filmów gtm, a jedyne, co ma usprawiedliwić tę etykietkę, jest wątek z części drugiej o chłopcu, który wygłodniałym wzrokiem spoglądał na bysia, z którym macała się jego siostra. I nic poza tym. W pierwszym rozdziale spotykają się przypadkowi on i ona, idą sobie na kawę porą nocną, po czym ona naciąga go na dość detaliczne zwierzenia na temat seksu oralnego. W trzecim mamy seks kobiety z drugą kobietą, której do pełni kobiecości brakuje amputacji organu. Następnie facet w sile wieku po seksie z żoną wspomina dawne kopulacje połączone z namiętnością, której wyraźnie mu brakuje. W ostatniej erotoman-gawędziarz opowiada o swoich nieprzesadnie wyuzdanych snach. Jak widać tematem jest seks w różnych odsłonach, pokazany nawet dość odważnie, ale nic z tego. Trzeba sobie brutalnie to powiedzieć: seks jest nudny i nie może być ersatzem ciekawej opowieści. Nie powiem, żeby ta produkcja była totalnie beznadziejna, ale na pewno zasługuje na powściągliwość w pochwałach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz