Strony

piątek, 23 czerwca 2017

„Echo chamber” Doroty Warakomskiej

Przepraszam za wtręt angielski, ale „komora pogłosowa” brzmi jakoś słabo i nawet nie ma odniesienia do polskiej wersji artykułu w wikipedii. O tym za chwilę, a najpierw poznęcam się nad Warakomską jako feministką. Zacznijmy od tej niestrawnej maniery, żeby zawsze wspominać obie płci, „fejsbukowicze i fejsbukowiczki”, „słuchacze i słuchaczki” - a kto powie po prostu „Polacy”, jest natychmiast przez Warakomską korygowany: „i Polki”. Niech będzie, że tak trzeba, wobec tego poprawmy Mickiewicza „ten lub ta się tylko dowie”, Gałczyńskiego „chcieliście, chciałyście Polski - no to ją macie” i wszystkich innych. Ja w tej sytuacji proponuję nadstawić ucha, żeby sprawdzić, jak daleko sięga konsekwencja redaktor Warakomskiej. Czy mówi o „przestępcach i przestępczyniach”? O „gwałcicielach i gwałcicielkach”? O „oszustach i oszustkach”? Itddd. czyli „i tak długo, długo dalej”. W ostatniej swojej porankowej audycji wspomniała redaktor o tych 83% kobiet w Polsce, które doznają przemocy seksualnej. Liczba rodzi wrażenie, jednak jeśli dobrze pamiętam, szalenie łatwo być ofiarą przemocy seksualnej, bo jest się nią po usłyszeniu świńskiego dowcipu. W tym sensie to i ja jestem. Jeśli ktoś powie, że nie podchodzę do sprawy z należytą powagą, to odpowiem, że właśnie ja tak - w odróżnieniu od twórców, pardon, twórczyń tych groteskowych kryteriów. A teraz „echo chamber”. Jest to profesjonalne określenie na polskie „kółko wzajemnej adoracji” (albo „masturbacji” intelektualnej), czyli spotkanie w gronie, którego członkowie („i członkinie”) wspierają się w swoich opiniach, a pozorowane rozbieżności polegają na szlifowaniu języka wypowiedzi. To jak ulał pasuje mi do komentatorskich poranków pod wodzą redaktor Warakomskiej w Tok FM, jak również redaktora Żakowskiego (w dużo mniejszym, albo żadnym nawet stopniu dotyczy to innych porankowych redaktorów). Poranki Warakomskiej tym się wyróżniają, że do dyskusji zapraszane są tylko komentatorki, czyli mamy seksizm na wzór niegdysiejszego ministerstwa Jarugi-Nowackiej. Redaktora Żakowskiego też można posądzić o seksizm, niemniej różnica jest taka, że od wieków ma stałych komentatorów, przypadkiem samych mężczyzn, ale czasem w zastępstwie bywa u niego jakaś pani. Czyli jest to seksizm incydentalny, w odróżnieniu od programowego Warakomskiej. Nie brzmi to przyjemnie, ale zniósłbym to spokojnie, gdyby wśród komentatorek pojawiła się, dajmy na to, Kamila Baranowska, która przekłułaby balonik samozadowolenia. Kto wie, może redaktor Warakomska wysyła zaproszenie do mediów prawicowych, które jej odmawiają. Jeśli tak, to wiemy dlaczego: jakże miło tkwić we własnej „komorze pogłosowej”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz