Strony

środa, 17 maja 2017

Piękna i Bestia czyli Beauty and the Beast

Czemu by nie zobaczyć szacownej bajki z XVIII wieku? Jak wyczytałem, została napisana przez francuską autorkę na podstawie baśni ludowych, zrobiła furorę, była wielokrotnie przerabiana literacko, filmowo i musicalowo. Ciekawostka: jedna z wersji pochodzi jeszcze z wieku XVIII i ukazała się w kolekcji bajek dla dzieci. A mówi się, że dzieciństwo to wynalazek współczesny. Historyjkę rzecz jasna znałem, Bestia musi rozkochać w sobie dziewczynę, jeśli chce zdjąć z siebie czar i wrócić do zwykłej ludzkiej postaci. Królewicz, którym była wcześniej, prowadził się fatalnie, co w poetyce disneyowskiej oznacza brzydki makijaż i pląsy wśród niewiast w perukach. I podobno gnębił poddanych podatkami. Gdy zwróciła się do niego o pomoc staruszka, wyśmiał ją i wtedy właśnie spadło na niego zaklęcie. Po paru zakrętach fabuły widzimy Bellę w zamku Bestii, która ni z tego, ni z owego okazuje się istotą subtelną i czarującą, a jej służba zamieniona w różnorakie sprzęty i meble stara się jej pomóc, jak tylko może. W żadnym momencie nie pada ciężkie westchnienie, że to z musu, bo sami chcą pozbyć się uroku. Wszyscy wiemy, że będzie wyznanie miłosne, i wiemy ponadto, że padnie w ostatniej nanosekundzie, kiedy zły czar jeszcze da się odwrócić. Jest to przeróbka starej animowanej wersji Disneya, więc tu także śpiewają, tyle że po polsku, co powoduje rozjeżdżanie się fonii z obrazem, kiedy na przykład zgłoska zwarto-szczelinowa zderza się otwartą. W dzisiejszych czasach taka produkcja obowiązkowo włącza się do celebrowania różnorodności, etnicznej i seksualnej. Mamy więc niemało osiemnastowiecznych Francuzów o śniadej karnacji i podobno wielce bulwersujące aluzje homo. Proponuję, żeby zbul-bul-bulwersowani dorośli popatrzyli, jak tym przejmą się dzieci. They don't give a flying fuck, że tak z cudzoziemska wulgarnie przypuszczę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz