Strony

środa, 25 stycznia 2017

La La Land

Słabe dialogi, akcja, która toczy się jak ślina z ust, a bohaterowie dziwni i nudni zarazem - już wiecie, co oglądacie. Film uwielbiany przez krytyków filmowych na całym świecie, odnoszący sukcesy na festiwalach w Wenecjach, Cannes'ach i Karlovych Varach. To niby oryginalne, skrzyżować PSF z musicalem, tyle że w typowych produkcjach typu PSF rzeczywiście bywa nietypowo, a w przypadku La La Landu nawet tego nie ma, bo jest to zwyczajna opowiastka o romansie, z którego być może i będzie jakaś średniej wielkości miłość. Najpierw się nie lubią i są dla siebie złośliwi, na przykład kiedy Mia życzy sobie, aby grający do kotleta zespół, w którym dorabia sobie ambitny jazzman Sebastian, zagrał I Ran (polecam rzucić okiem na ten klip). Mia z kolei jest całkiem typową postacią, aktorką, która pracuje w kawiarence, a swoje popisy aktorskie praktykuje jedynie na castingach. Nie zauważyłem nic, co pomogłoby mi zrozumieć, skąd nagle wzięła się miłość między tymi postaciami. Nie zauważyłem też, aby Gosling i Stone umieli śpiewać lub tańczyć. Niech będzie, że robią to poprawnie, ale to marny komplement. Gdybym miał wierzyć krytykom, obejrzałem film klasy Kabaretu lub Tańcząc w ciemnościach. Od wiary w to stwierdzenie dzieli mnie parę litrów wina. Dzisiaj się nie uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz