Strony

niedziela, 25 grudnia 2016

Brüno

Jest taki gatunek filmów, który w języku lengłydż nosi miano mystery/drama. A tu proszę, mamy film z gatunku mystery/comedy. Może mi kiedyś ktoś wytłumaczy, jak to możliwe, że filantropka Paula Abdul przychodzi do domu umeblowanego Meksykanami i siedzi na jednym z nich udzielając wywiadu. Jakim cudem namówili do udziału w tym filmie Rona Paula, autentycznego i poważnego polityka z partii republikańskiej, którego Brüno usiłuje nakłonić do seksu? Ile zapłacili Bono, Stingowi i Eltonowi za udział w finałowej piosence, w której śpiewają o potrzebie rozwoju usług w zakresie wybielania odbytu? Wiele sytuacji wygląda na zainscenizowane, choć co chwilę widzimy autentycznie zszokowane buzie zwyczajnych przechodniów na przykład wtedy, gdy Brüno wyciąga z kartonowego pudła na lotnisku czarnoskórego bobasa, bo był przelotem na zakupach w Afryce. Zabawna jest scena wizyty Brüna ubranego w kostium z rzepów na pokazie mody - z nieuniknionym występem na wybiegu ze wszystkim, co się do niego przykleiło. Jestem w stanie uwierzyć, że autentyczne są mamusie wypytywane przez Brüna, do czego może się posunąć w czasie sesji zdjęciowej z maluchami. Czy zgodzisz się, żeby podyndało na krzyżu? Nie ma sprawy. W oryginale Brüno mówi po angielsku z niemieckim (lub nawet austriackim) akcentem wtrącając wiele germanizmów. Przyjemnie mi stwierdzić, że w wersji, którą oglądałem, ten dowcip nieźle udało się przełożyć na polski. Chwała za to Piotrowi Lickiemu (choć, jak rozumiem, to nie on wymyślił Bliski Wzwód).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz