Strony
▼
poniedziałek, 14 listopada 2016
Viva
Jezus Maryja! No nie do końca, bo główna postać to Jezus, ale nie nazareński, lecz kubański, niestety bez Maryi, bowiem jego matka wyzionęła kopyta przed punktem startowym fabuły. Żeby było śmieszniej, ojcem Jezusa jest Anioł, jeśli spolszczymy hiszpańskie imiona bohaterów. Dramat rozgrywa się między tymi dwiema postaciami, a zaczyna się mocnym akcentem, kiedy pięść Anioła ląduje na twarzy Jezusa debiutującego w roli drag queen o pseudonimie Viva. Anioł był niegdyś znanym bokserem, a teraz nawet trudno zaliczyć go do damskich bokserów. Wyszedł właśnie po latach z więzienia, czym mocno skomplikował życie Jezusa, już choćby tym, że pozbawił go źródła jakiego takiego dochodu, a sam jest bardzo kiepski w roli żywiciela rodziny (jeśli w ogóle można tu mówić o jakiejkolwiek rodzinie). Dalszym omawianiem toksycznej relacji Jezusa z Aniołem zajmie się redaktor Janicka, a ja zauważę, że Kuba to rzeczywiście kraj dość specyficzny, Widocznym świadectwem upadku socjalizmu jest choćby to, że całkiem otwarcie może działać klub dla amatorów drag queen, a przecież najbardziej postępowy ustrój na całym świecie dobrze był znany z nieskrywanej homofobii. Do miłośników drag queen się nie zaliczam, więc specjalnie się nie ubawiłem, chociaż przyznaję, że zrobiła na mnie wrażenie groteskowa grafomania tekstów piosenek towarzyszących ich występom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz