Nie, nie czytałem Sartre'a w Łącku. Kiedyś przysłano do redakcji Życia Literackiego utwór, którego intencją było wywołanie obrzydzenia. Redaktor Szymborska odpisała, że nie potrzebuje tego rodzaju literackich podniet, bo - aby poczuć mdłości - wystarczą jej sklepowe, które wydają resztę tymi samymi paluszkami, którymi chwilę potem kroją kiełbasę. Tak było w PRL-u w czasach, które kojarzymy raczej z którąś orogenezą, ale dzisiaj w Łącku zobaczyłem to na własne oczy w słynnym na cały powiat salonie mięsnym. A co lepsze, ja tę kiełbasę będę jutro jadł. Poproszę o prymulki na grób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz