Strony

niedziela, 27 września 2015

Biblia w ręku ateisty (Helena Eilstein)

Dwa razy przeczytałem tę dość monumentalną pozycję. Filozoficznie jest dużo solidniejsza od Dawkinsa, który jest przez to strawniejszy. Tutaj wypisuję sobie parę cytatów.

Założenie, że nie ma miłosiernego stwórcy, łagodzi problem źródeł zła: nie ma istoty, która by była w stanie złu zapobiec albo skutki jego operacji zniweczyć, ale z wiadomych sobie, a dla nas tajemniczych, powodów powstrzymuje się od tego i „na milion ludzi krzyczących «Ratunku!» patrzy jak na zawiłe równanie rachunku” (s. 27).

Doktryna o predestynacji, z komentarzem mówiącym, że nikt nie ma moralnego prawa do uskarżania się z tego powodu, iż Bóg jednych ludzi przeznacza na to, by byli cnotliwymi i zostali zbawieni, a innych na to, by byli zatwardziałymi grzesznikami i za swoje grzechy zostali potępieni, znajduje się w Liście Świętego Pawła do Rzymian (9: 19-22). Według autora tej koncepcji zachodzi analogia pomiędzy moralnym prawem Boga do takiego postępowania a wolnością garncarza, który wedle swych arbitralnych postanowień pewne grudki gliny przeznacza na piękne wazony, a inne na smrodliwe nocniki. Tym chrześcijanom, których ten tekst „natchnionego” autora bulwersuje, nie pozostaje nic innego jak uciec się do jednego z najbardziej typowych chwytów stosowanych przy „oswajaniu” przez wiernych biblijnego kanonu zawierającego niemożliwe dla nich moralnie do zaakceptowania treści. Chwyt ten polega na wypieraniu takich treści z pamięci (s. 184).

[W] rozdziałku z Pwt, zatytułowanym przez redaktorów BT „Pomoc Boga a niewdzięczność ludu” Mojżesz, wypominając Izraelczykom brak wdzięczności dla Jahwe za łaski okazane im oraz za nieszczęścia, którymi nawiedził ich wrogów, mówi: „Nie dał wam Pan aż do obecnego dnia serca, które by rozumiało, ani oczu, które by widziały, ani uszu, które by słyszały” (29: 3). Do czego redaktorzy BT dodają w przypisie: „Zrozumienie więc i wierność wobec Pana zależą od łaski bożej” (s.200). Tak więc przewiną grzesznego ludu okazuje się według redaktorów BT to, że nie dana mu była łaska boża (s. 349).

W 1Sm 6 znajduje się przerażająca opowieść o innym epizodzie z dziejów Arki. Zostaje ona porwana przez Filistynów na polu bitwy, ale podczas swojego pobytu na tym wrażym terytorium przynosi porywaczom dotkliwe klęski w postaci epidemii hemoroidów oraz niezwykłego rozmnożenia się myszy. Przerażeni Filistyni odsyłają ją Izraelczykom (na niekierowanym przez nikogo wozie zaprzężonym w dwie krowy) wraz ze stosownymi darami przebłagalnymi w postaci złotych podobizn guzów hemoroidalnych i myszy (s. 374).

„Pan” toczy wojnę ze znienawidzonym przez siebie narodem rękami ludzkimi (choć inaczej postąpił z Sodomą i Gomorą). Dlatego nie odbywa się to zbyt sprawnie. „Dzięki zwycięstwom Saula (1Sm 15: 7 i nast.) i Dawida (1Sm 27: 8; 30: 7, 8) potęga Amalekitów została ostatecznie skruszona, a sam lud w większej części wyginął [tzn. został wyrżnięty – H. E.]. Za czasów Ezechiasza [a więc musiałoby to być około 500 lat po bitwie Izraelczyków z Amalekitami w drodze do „Ziemi Obiecanej”] pięciuset symeonitów rozbiło ocalałą resztę Amalekitów na górze Seir (1Krn 4: 42 i nast.). Tak wypełnił się wyrok wydany przez Boga na Amalekitów” [cytat ten pochodzi z Leksykonu biblijnego F. Rieneckera i G. Maiera, hasło: Amalek/Amalekici].
     Autorzy tej krwiożerczej tezy teologicznej są podobno chrześcijanami. Tak w każdym razie należałoby przypuszczać na podstawie faktu, że ich dzieło weszło do„Prymasowskiej Serii Biblijnej” i zostało gorąco zalecone wiernym w przedmowie do wydania polskiego. Są oni czcicielami Boga „będącego miłością”, „bogatego w miłosierdzie” i w miłosierdziu swoim skazującego na totalną zagładę resztki ludu, którego przodkowie około pół tysiąclecia temu wdali się pono w wojnę z faworyzowanym przez niego narodem! (s. 421-422)

Podczas zaś pobytu Daniela w jamie „Anioł Pański” zjawia się w Judei i porywa za włosy (czemu tak brutalnie, to boli!) „proroka” imieniem Habakuk, który właśnie niósł w misce obiad jakimś żniwiarzom. Z prędkością wiatru anioł przenosi go wraz z żywnością na skraj lwiej jaskini, a po przekazaniu w ten osobliwy sposób Danielowi posiłku odnosi Habakuka z powrotem na ojczyzny łono. (Zapewne szło o to, żeby zapewnić Danielowi strawę odpowiadająca przepisom kaszrutu, czyli judaistycznym tabu pokarmowym, ale doprawdy dysponując siłą nadprzyrodzoną, można było załatwić to jakoś inaczej, nie szarpiąc niewinnego człowieka za włosy.) (s. 491-492)

Kosmogonia ta [przedstawiona w „Ewangelii Judasza”] głosi, że świat materialny jest tworem złośliwych istot nadprzyrodzonych zbuntowanych przeciwko „prawdziwemu” bogu - istot, których charakter znamionują takie imiona jak „Buntownik” i „Głupiec”. Jedynie wybrańcom spośród ludzi stanowiącym szczególne „plemię” uda się wyzwolić ze zbudowanego przez te istoty więzienia, i po odrzuceniu ciał połączyć swoją prawdziwą jaźń z rzeczywistym bogiem. Na tle tych patologicznych rojeń błyszczy swoimi walorami metafizycznymi, aksjologicznymi, i, przyznajmy, estetycznymi rozpoczynający Biblię Hymn Kapłański o stworzeniu świata. Ateista, czytając ten fragment omawianego utworu, rozpamiętywać poczyna to, jakim szczęściem dla naszej kultury było pokonanie gnozy przez chrześcijaństwo ukształtowane na podłożu ewangelii kanonicznych (s.634).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz