Strony

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Ojciec Szpiler czyli Svećenikova djeca

Tytuł chorwacki w przekładzie na polski brzmiałby „Dzieci księdza”, ale w Polsce, takim świeckim kraju jak wiadomo, dystrybutor polski przestraszył się i zmienił. Dla jasności: słowo „szpiler” nie występuje w języku tego świeckiego kraju. Te dzieci są księdza w sensie raczej metaforycznym, bo wzięły się z akcji dziurawienia kondomów przez niego zainicjowanej. Co się dziwić, skoro probostwo to wyspa na Adriatyku, na której od pewnego czasu liczba zgonów znacząco góruje nad liczbą noworodków. Jak można przewidzieć, akcja się uda, ale mało kto z sukcesu będzie się cieszył. W ogóle ludność tamtejsza dość jest ponura, choć naiwnie wydawałoby się, że trudno być ponurym mieszkając w takim malowniczym miejscu. Komplikacje związane z niespodziewanymi ciążami są do przewidzenia, czyli niechciane małżeństwa i porzucane dzieci. Czy jest więc w tym filmie coś zaskakującego? Może to, że jest on łagodną kpiną z instytucjonalnego katolicyzmu, a powstał w kraju, w którym czci się Matkę Boską Królową Chorwacji. W Polsce współczesnej na to bym nie liczył. Filmu o księdzu geju jeszcze nie widziałem, ale mam mocne przekonanie, że on jest z innej kategorii, tej pochylającej się nad problemem, a nie prześmiewczej. Szpiler ma być komediodramatem, dramat - nieco nużący - przeważa zdecydowanie, ale są ładne wstawki, kiedy chorwackiemu patriocie staje przed oczyma wyobraźni chór pacholąt chińsko-murzyńskich śpiewających tradycyjną pieśń chorwacką. Bo taka będzie przyszłość, jeśli chorwackie organy płciowe nie wezmą się do roboty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz