Strony
▼
niedziela, 16 lutego 2014
Party Down S02E09
Dziewczę Casey pracuje u boku Henry'ego w firmie cateringowej. Ich kontakty rozwinęły się w aspekcie fizycznym, co pociąga za sobą całkiem naturalne pytanie, czy jest to coś głębszego. Do wysokoprocentowego bufetu obsługiwanego przez Henry'ego dosiada się Jerome, który chce pomóc parze w wyjaśnieniu relacji, która ich łączy. Toteż zwraca się do Casey z elokwentnie wyrażona sugestią, a ta z kolei zadaje pytanie Henry'emu. Dodajmy, że pośrednictwo Jerome'a nie jest przypadkowe, bo on sam przeżywa podobne rozterki względem pewnego quarterbacka.
sobota, 15 lutego 2014
piątek, 14 lutego 2014
Ratując pana Banksa czyli Saving Mr. Banks
W tym filmie jest fabuła, nawet oparta na prawdziwej historii, więc są postaci, którym zdarzają się zdarzenia. Patrząc szerzej można powiedzieć, że jest to opowieść o zderzeniu brytyjskości z amerykańskością. Ale pewien szczegół nieco mąci pewność, że rzeczywiście tak. Albo opowieść o tym, jak autor traktuje postaci ze swoich książek niczym rodzinę. Jak pani Travers, która sama rodziny nie ma, wobec wymyślonej przez siebie Mary Poppins. Jak można w ogóle myśleć o oddaniu Mary Poppins (zawsze z nazwiskiem, nigdy sama Mary!) w ręce prymitywa Disneya, który zrobi z niej służącą myszki Mickey i guwernantkę Donalda. I każe jej śpiewać na dodatek. Film jest amerykański, więc Disney wypada w nim jako człowiek subtelny, który swoim urokiem przekonuje w końcu pisarkę, aby zezwoliła na ekranizację. Twórcy scenariusza pogrzebali w biografii autorki i dorobili jej monstrualny psychoanalityczny ogon, który na żywo robi pewne wrażenie. Ale po namyśle przychodzą wątpliwości. Czy niemłoda już pisarka rzeczywiście przeżywałaby takie straszne traumy z dzieciństwa? No cóż, taka moda, ludzie najbardziej cierpią w dzieciństwie, a później całe życie to rozpamiętują. Jak ten erotoman Jeremi Przybora, który w dzieciństwie się nie wyżył seksualnie i zostało mu na całe życie.
Oz Wielki i Potężny czyli Oz: The Great and Powerful
O Dorotce, którą tajfun porwał do Oz, zdążyłem przeczytać będąc w wieku, w którym takie historie jeszcze robią wrażenie. Czyli przed trzydziestką. Przypadek zrządził, że pierwszy z tomów, jaki wpadł mi w ręce, opowiadał o wizycie Dorotki u króla gnomów. Do dziś pamiętam gadającą kurę, towarzyszkę Dorotki, która dar elokwencji uzyskała na skutek magicznej aury roztaczającej się wokół niezwykłej krainy (nie był to Oz), do brzegów której przydryfowała dziewczynka razem z dotychczas całkiem zwyczajną przedstawicielką drobiu. A przecież w pierwszym tomie piesek Toto nie był zbytnio rozmowny. Coś tutaj nie gra. Kraina Oz jest do dzisiaj obecna w amerykańskiej kulturze, podobno nie sposób dobrze zrozumieć Dzikości serca Lyncha bez odniesień do tej bajki. Jakiś czas temu powstała nawet zabawna książka o Złej Wiedźmie z Zachodu, która jest pocieszna, bo losy postaci tytułowej przedstawione są na tle szerokiej panoramy politycznej, społecznej i gospodarczej. Jakoś nie gryzie mnie ciekawość, czy w powstałym na tej kanwie musicalu ocalała ta szeroka perspektywa. Jedno jest pewne, film Oz Wielki i Potężny przedstawia historię całkowicie inaczej. W duchu starego filmu z Judy Garland (dygresja: wizyta Dorotki w Oz jest w nim pokazana jako produkt maligny, to prawdziwie przygnębiające; kolejna dygresja: muzycy Pink Floyd zawsze wypierali się tego, że ich Dark Side of the Moon został z rozmysłem skorelowany z sekwencją wideo filmu z Garland) początek ogląda się jak na starym czarno-białym telewizorze, a kolor i szeroki ekran pojawia się, kiedy Oz, cyrkowy tandeciarz, zostaje porwany przez tajfun do cudownej krainy. Jest ona ślicznie cyfrowo do dziesiątego miejsca po przecinku wygenerowana, przy tym film z Garland wygląda jak dziecięce bazgrołki. Akcja jest dokładnie taka, jak można się spodziewać, tandetny sztukmistrz okazuje się bohaterem, który przepędza złe wiedźmy fortelami i cyrkowymi sztuczkami. Oczywiście było po drodze parę nieoczekiwanych zwrotów akcji, które tendencyjnie przemilczam. Jednego na pewno temu filmowi nie przebaczę: latających małp jako broni masowego rażenia. Są wredne i bez przerwy zagrażają bohaterom pozytywnym, do czasu zastosowania skutecznego fortelu, rzecz jasna. W książce Bauma jest jakoś mądrzej, wprawdzie małpy okazują się bardzo skuteczne, ale zła, zielona wiedźma musi się poważnie zastanowić zanim je wezwie. Nie tylko dlatego, że wymaga to wygłupów, stania na jednej nodze, gwizdania i wykrzykiwania jakiś nonsensownych sylab. Również dlatego, że małpy można wezwać jedynie trzy razy, więc należy dobrze przemyśleć, czy jest na to rzeczywiście czas. I jeszcze jedno, jedna ze złych wiedźm chyba praktykowała u Sithów, bo do ataku stosowała wysokonapięciowe impulsy na wzór złego imperatora z Gwiezdnych Wojen.
Sukcesy w Soczi przykryły nędzę Putinowskiej Rosji
Pojechali do Soczi Polacy, jakieś złota zdobywają, jest radość, ale czy to wypada? W zeszłym tygodniu, bodaj w środę, miałem ubaw, bo w Poranku Tok FM produkował się Lisicki, którego teza naczelna jest taka, że Soczi to jedna wielka wieś potiomkinowska, ale i tak będzie klapa, niedoróbki i w ogóle nędza. Owszem, krążą po sieci łeb zabawne obrazki, ale jakoś nie wierzę, że w Vancouver czy innym Lillehammer wszystko było bez zarzutu. Ale Lisicki chlapnął coś przy tym, bo rzekł, że sukcesu nie będzie pomimo całej tej pompy połączonej z zamachem (cytat raczej nie jest wierny, ale słowo zamach padło). W takim razie należałoby wziąć Lisickiego na sesję waterboardingową, żeby o tym zamachu coś więcej powiedział. Redaktor Węglarczyk tłumaczy nam przecież, że tak można i należy postępować.
W temacie olimpiady pozwolę sobie wyrazić umiarkowany zachwyt zdobyciem przez Kowalczyk olimpijskiego złota. Przede wszystkim mam kłopot ze zrozumieniem znaczenia tego osiągnięcia dla przeciętnego obywatela, takiego jak ja. Jeśli chodzi o dumę, to można trochę pogrzebać, żeby sprawdzić, że inne kraje mają większe powody do dumy. Ale ja niedorozwinięty jestem. Nie mogę zrozumieć dumy z pękniętej kości Kowalczyk. Już podobno komuś połamanemu tłumaczyła jakaś komisja lekarska, że poradzi sobie, skoro Kowalczyk dała radę. Nie życzę tego Kowalczyk, co jakiś czas temu przytrafiło się naszym byłym reprezentantom olimpijskim. Jak oświadczyli, zrujnowali dla ojczyzny zdrowie, a teraz nie mają środków na utrzymanie. W takiej sytuacji będę popierał ustawowy zakaz uczestniczenia w olimpiadach i inych zawodach sportowych. Minister zdrowia ostrzega, sport albo zdrowie, wybór należy do ciebie.
W temacie olimpiady pozwolę sobie wyrazić umiarkowany zachwyt zdobyciem przez Kowalczyk olimpijskiego złota. Przede wszystkim mam kłopot ze zrozumieniem znaczenia tego osiągnięcia dla przeciętnego obywatela, takiego jak ja. Jeśli chodzi o dumę, to można trochę pogrzebać, żeby sprawdzić, że inne kraje mają większe powody do dumy. Ale ja niedorozwinięty jestem. Nie mogę zrozumieć dumy z pękniętej kości Kowalczyk. Już podobno komuś połamanemu tłumaczyła jakaś komisja lekarska, że poradzi sobie, skoro Kowalczyk dała radę. Nie życzę tego Kowalczyk, co jakiś czas temu przytrafiło się naszym byłym reprezentantom olimpijskim. Jak oświadczyli, zrujnowali dla ojczyzny zdrowie, a teraz nie mają środków na utrzymanie. W takiej sytuacji będę popierał ustawowy zakaz uczestniczenia w olimpiadach i inych zawodach sportowych. Minister zdrowia ostrzega, sport albo zdrowie, wybór należy do ciebie.