Dużych, silnych samczych, a gdy nikt nie patrzy, opiekuńczych i czytających Marię Pawlikowską-Jasnorzewską. [2164]Gej w żadnym wypadku nie jest wyrafinowaną prozą, wszystko jest podane kawa na ławę. Jako czytelnik lubię przy tej kawie dostać tortem po twarzy i tego mi zabrakło. Autor jest autorem bloga, który wydaje mi się ciekawszy od mojego.
Strony
▼
niedziela, 25 sierpnia 2013
Gej w wielkim mieście (Mikołaj Milcke)
Lekką reklamę zrobił tej książce jeden z tak zwanych opiniotwórczych tygodników w postaci wzmianki w pozytywnym kontekście, mogła to być Polityka. Stąd powstał we mnie impuls nabywczy, a nawet czytelniczy. Podobno Orzeszkowa pisywała we wczesnym pozytywizmie powieści adresowane do skromnych panien, w których tok narracji inkrustowany był odezwami do młodych czytelniczek, aby w danym momencie wzięły sobie do serca przestrogę i naukę płynącą z opowieści. W Geju nie ma takich apostrof, bo redaktor zapewne wyciął. A byłaby to powieść ku nauce i przestrodze dla homoseksualnych młodzieńców wkraczających w dorosłość. Fabularnie wielkiego tu wyczynu nie ma, jest historia dwóch romansów, ale za to nieźle wyposażona w życiowe realia. Nie tylko pokój z łóżkiem i wielka miłość, ale przyjaciele, studia i rodzina. Autor napisał książkę nie mając jeszcze trzydziestki, a pisał o dwudziestodwulatku, z którym ciężko się utożsamić, skoro nie przeżyłem nigdy szoku w związku z zamieszkaniem w dużym mieście, nie podzielam jego zainteresowań muzycznych (ani Maryla, ani Edyta, nie, nie), ani popkulturowych. Nigdy też nie udało mi się spotkać (niemal) idealnego faceta przypadkiem na mieście, nie wyobrażam sobie też, abym był w związku z takim ciachem przez parę miesięcy, w czasie których jedyną formą naszego seksu byłby handjob. Trudno mi również wmówić, że internet jako platforma kontaktów między gejami miałby być około 2003 roku takim niesamowitym odkryciem. Autor pisze, że nie może być mowy o małżeństwach jednopłciowych (choć o związkach formalnych owszem), bo geje najczęściej nie tworzą trwałych związków [495]. Takie słowa wypowiada główny bohater, jednocześnie narrator (mała furteczka na wypadek, gdyby autor tak jednak nie myślał). To może być prawda, ale zwykłe małżeństwa też już nie są trwałe jak niegdyś („znudziłam się” jako powód rozwodu), a poza tym wciąż istnieje presja społeczno-katolicka na trwanie w małżeństwie, choć to nie musi mieć sensu. Jak zauważa przyjaciółka bezimiennego (sik!) bohatera, najchętniej znalazłby swoją miłość wśród nostalgicznych koksów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz