Strony

piątek, 26 lipca 2013

Za co kochamy Da Vinci's Demons?

Kochać Da Vinci's Demons jest trochę trudno. Przede wszystkim dlatego, że trzeba się przełamać i zrozumieć, że to w żadnym wypadku nie jest serial biograficzny, a dość hardkorowe fantasy. Ok, coś podobnego stworzył Sapkowski, więc nie powinniśmy zbytnio marudzić. Bohater tytułowy jest oczywiście genialny, wychodzi cało z niesamowitych opresji, konstruuje maszyny wojenne dla Medyceuszy, rzuca slajdy na chmury (do tego pornograficzne), szuka mistycznej Księgi Liści, przenosi się w czasie (lub raczej jest przenoszony), przechytrza Vlada Draculę, wkrada się do archiwum watykańskiego poprzez kanały w stroju nurka, odkrywa istnienie Ameryki i zadaje się z tajemniczym bractwem Synów Mitry. A jeszcze o połowie chyba zapomniałem. Na drodze da Vinciego staje hrabia Riario, złowrogi agent papieża Sykstusa IV, z którym trzeba się liczyć (i z agentem, i z papieżem). I jeśli miałbym pokochać serial, to właśnie z powodu postaci Sykstusa IV, który uwielbia kąpać się w papieskiej łaźni, czasem w towarzystwie młodzianka, a gdy ktoś przynosi mu złe wieści, to wyskakuje z kąpieli z gołym dyndolem i robi łomot nieudolnym podwładnym zadając ciosy dłonią uzbrojoną w papieski pierścień. Jestem naprawdę pod wrażeniem. Jeśli chodzi o Synów Mitry, to Kwiatek uświadomił mi, że i dzisiaj mamy z nimi do czynienia. Nie wiedziałem o tym, ale specjalnie zdziwiony nie jestem, że Synem Mitry jest redaktor Paradowska. Może dlatego ksiądz Oko uważa, że należy spowiadać się z wysłuchiwania jej audycji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz