Od czasów książki Delicje ciotki Dee bardzo chętnie sięgam po literaturę faktu poświęconą SZA. Tamta opowieść dotyczyła lat siedemdziesiątych, od tego czasu mogło się co nieco zmienić, ale wychodzi na to, że Ameryka to nadal dziwny kraj, co jest dziwne, bo po obejrzeniu iluś set filmów amerykańskich powinniśmy mieć blade pojęcie o życiu w tym kraju. A może jednak mamy, nawet tego nie nie podejrzewając? W trakcie procedury przedłużania ważności prawa jazdy urzędniczka DMV, tamtejszego urzędu do spraw pojazdów, nakazała autorowi dostarczyć zaświadczenie od swojego szefa, że jest on Marcinem Wroną. Ale biedak nie miał szefa nad sobą, bo sam nim był w prowadzonej przez siebie placówce TVN. Po bezowocnej dyskusji wystawił sam sobie zaświadczenie, które zostało spokojnie przyjęte w urzędzie. Nie dam głowy, że takiego motywu nie było w jednej z amerykańskich komedii, a gdyby był, to przecież nie wziąłbym tego serio. W Zapiskach z wielkiego kraju Brysona przeczytałem, że pizza mrożona podlega regulacjom Federalnego Urzędu Żywności i Leków, z wyjątkiem mrożonej pizzy pepperoni, która podlega Ministerstwu Rolnictwa. To dało mi do myślenia. Ile takich idiotyzmów jest u nas, ale są niewidzialne, bo się z nimi oswoiliśmy? Tematem Wron w Ameryce w zasadzie nie są tego rodzaju wybryki, lecz próba opisu życia codziennego w SZA, co z konieczności jest mniej wystrzałowe. Reporter Charles Feldman "rozbawił do łez" autora Wron opowiastką, jak to zdarzyło mu się korzystać z urynału, kiedy obok stał Michael Jackson. Gwiazdor zaczął pogawędkę o swoim nienajlepszym samopoczuciu, Feldman tylko myślał o nosie, który może w każdej chwili odpaść. Tośmy się ubawili, ale nie tak bardzo, bo niestety przekartkowałem przed chwilą Brysona, który w pojedynku na dowcip kładzie Wronę na łopatki jednym ruchem palca w bucie. Ale to pominąwszy oraz rozdział o amerykańskim papu, przyznam, że w wielu miejscach książka była ciekawa.
A mnie bardzo milo, ze ksiazka sie podobala. Nad dowcipem obiecuje ciezko pracowac :-)
OdpowiedzUsuńMarcin Wrona