Strony

niedziela, 22 lipca 2012

Gniew tytanów czyli Wrath of the Titans

Moja znajoma opowiadała dziecku bajki mniej więcej tak. I wtedy królewicz pocałował królewnę, a ona mu za to dała jabłko, z którym poszedł szukać żywej wody, a kiedy szedł przez las, lis powiedział mu, żeby wszedł na to duże drzewo, które nie było drzewem, ale fasolą, która sięgała do samego nieba itd. W taki właśnie sposób opowiada się mity greckie w holiłódzkich produkcjach. Jest to nawiązanie do starej metody twórczej zwanej dadaizmem, o której Achmatowa rzekła: "To nie jest wolność, to dowolność". Narzekanie na niezgodność filmu z klasyczną mitologią ma tyle sensu, co narzekanie na przekomplikowanie systemu podatkowego. Co chwilę mamy jakieś nowe stwory, które chcą głównych bohaterów pożreć, unicestwić, spalić lub nadziać na rogi. Cała inwencja w to właśnie poszła, a reszta łącznie z fabułą to zbyteczne dodatki. Jest to nic innego, jak odwzorowanie schematu filmu pornograficznego, ale w wydaniu dla siedmiolatków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz