Strony

poniedziałek, 20 lutego 2012

Dziewczyna z tatuażem czyli The Girl with the Dragon Tattoo

Nieraz już przekonałem się, że moje odczucia nie zgadzają się z powszechnym odbiorem. Czemu ludzie umówili się, że trylogia Millenium jest super, tego się chyba nie dowiem, przynajmniej nie z tego filmu. Może dowiedziałbym się, gdybym przeczytał, ale sądząc po filmie, mam ciekawsze rzeczy do czytania. To, co zobaczyłem, to poprawny kryminał sensacyjny, mało akcji, mało trupów, przynajmniej takich na bieżąco, bo na trupach w szafie tu nie zbywa. To jeszcze nie jest żaden poważny zarzut, rzekłbym nawet, że zaleta wobec wielu innych filmów, w których dzieje się zbyt wiele i zbyt głupio. Śledztwo, które prowadzą Blomkvist (Craig) i Salander to głównie grzebanie w starych aktach i oglądanie pożółkłych fotografii, na których - kto wie? - uda się może wypatrzyć mordercę Harriet Vanger z bogatego rodu szwedzkich fabrykantów. A miało do tego dojść ponad 40 lat wcześniej. Pozytywne dla filmu jest to, że nawet gdyby redaktor Janicka nam opowiedziała, jakie jest rozwiązanie zagadki, to nadal mielibyśmy co oglądać. To tak à propos jest kolejny mój test na wartość filmu: czy zdradzenie jego zakończenia niszczy sens jego obejrzenia (inny mój test: tutaj). Wszystko za sprawą Lisbeth Salander, udanej, choć mrocznej postaci, niebezpiecznego umysłu w ciele dwudziestotrzyletniej panny. Stawiając plusik przy tym filmie chciałbym zrozumieć, czemu tak wielu ludzi stawia Millenium duży plus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz