Strony
▼
środa, 18 sierpnia 2021
Dariusz Ćwiklak mówi (EKG w Tok FM, 6 sierpnia 2021)
Dawniej mówiło się: „z kim trzeba sie się przespać, żeby...”, a wersja aktualna to: „z kim trzeba zaśpiewać pieśni maryjne, żeby...” Barbara Czerwińska wiedziała z kim.
wtorek, 17 sierpnia 2021
Konsekwencje czyli Posledice
Tytułowe konsekwencje oczywiście nie będą radosne lub krzepiące. Skoro film trafił do outfilmu, to można podejrzewać, że konsekwencje będą związane z nieprawidłowym wyborem orientacji seksualnej, jakby to ujęli funkcjonariusze instytucji (tej instytucji). Tak jest w istocie, już w pierwszych scenach filmu Andrej Podobnik (piękne słoweńskie nazwisko!) miast miziać się z chętną panną udaje zmęczenie, co nie skończy się dobrze dla pyskatej panny, bo Andrej ma anger management issues. Przeżyła, ale sprawy nie odpuściła. Zdesperowani rodzice oddają syna do poprawczaka, co wydaje się pomysłem poronionym, jeśli chcieli odizolować syna od złego towarzystwa, w które ponoć popadł. W poprawczaku, zgodnie z oczekiwaniami, znajdzie jeszcze gorsze. To, że zostanie żołnierzem młodocianego mafioza, nie zdziwiło nas przesadnie, ale to, że te przestępcze relacje nabiorą analnej głębi, już nas nieco zaskoczyło. A nie powinno, bo pamiętamy przecież uroczą parę z Friends and Family, którzy wprawdzie ujawnili się przed swoimi rodzinami jako geje, ale nie jako ludzie na etacie mafii. Ponieważ Konsekwencje to dramat, nie należy oczekiwać, że Andrej ze swoim facetem niczym Puchacz i Kicia wyruszą w rejs życia. Łódka jest dziurawa, żagiel podarty, wiosło złamane. Moją pasożytniczą fantazją w trakcie oglądania filmu było wyobrażanie sobie Andreja w produkcji BelAmi, gdzie pasowałby znakomicie ze swoją pięknie wyćwiczoną sylwetką. Bo fantazja jest od tego, żeby bawić się na całego...
O wszystko zadbam czyli I Care a Lot
Fascynujące w tym filmie jest to, że nie zauważyłem w nim ani jednej pozytywnej postaci. Kiedy Marla w ramach swojego bardzo podłego procederu ubezwłasnowolnienia starszych ludzi (przy współudziale znajomej doktorki i za zgodą sędziego, któremu się nie chce) przejmuje kontrolę nad Jennifer Peterson i jej majątkiem, trafia na twardszy niż zwykle orzech do zgryzienia, bo rzekomo samotna, starsza kobieta otrzymuje mocne, mafijne wsparcie z zewnątrz. Zaczyna się walka złego z podłym - z niezłymi zwrotami akcji, które zapowiada prawnik Dean w uroczej, ostrzegawczej rozmowie z właścicielką domu opieki. Wkrótce okaże się, że Marla przejawia dużo więcej gangsterskiego sprytu, niż spodziewalibyśmy się po osobie brutalnej w sensie prawnym - i w żadnym innym (do czasu). Ten koncept znamy już z Gwiazdy, moje przeznaczenie, gdzie pod wpływem właściwego bodźca mechanik rakietowy trzeciej klasy staje się genialnym przedsiębiorcą. Z Marlą jest podobnie. Raczej trudno uwierzyć w jej model biznesowy, ale jeśli tę wątpliwość zamieciemy pod dywan, to razem z twórcami wykroczymy poza skorowidz przestępczych porachunków, by kolejny raz przyznać rację Brechtowi, że obrabowanie banku jest niczym wobec założenia banku. Skrupulatnych, którzy zechcieliby zarzucić mi błąd rzeczowy, uprasza się, by zapoznali się z pojęciem synekdochy. Sam to przed chwilą zrobiłem.
środa, 11 sierpnia 2021
Zapachy czyli Les parfums
Anna ma większe ambicje niż projektowanie zapachu świeżego pieczywa, który rozpyla się w Carrefourach i Auchanach, by zwiększyć sprzedaż (to ponoć naprawdę działa). Kiedyś skomponowała J'adore dla Diora, ale potem zawodowo tąpnęła i teraz musi żyć z podrzędnych fuch. (Mam pomysł na perfumy Je déteste, odstąpię za niewielką opłatą.) Finansowo nie jest źle, stać ją na wynajmowanie szoferów - w ten sposób poznaje Guillaume'a. Całkiem przewidywalne było, że tych dwoje się polubi, choć może to za dużo powiedziane, gdyż Anna jest nadzwyczaj oszczędna w okazywaniu uczuć. Nie jest to ów dramat zmysłów i namiętności, na który chciała pójść mała Wisia. Ten film doceni widz dojrzały, znający subtelne barwy życia, odnajdujący szczęście ukryte w jego dyskretnych przejawach. Czyli raczej nie ja. Precyzując, nie ja z wtorku, 10 sierpnia 2021 roku. Przed seansem lepiej zapomnieć o Pachnidle - gdybym to zrobił, mógłbym nie mieć niestosownych oczekiwań. Wyobraźcie sobie, że nigdy nie czytaliście opowieści o Grenouille'u, nie wiecie nic o jego metodzie pozyskiwania składników do perfum, nie macie pojęcia do czego te perfumy posłużyły... Tak przygotowani zasiądźcie do obejrzenia Zapachów.
poniedziałek, 9 sierpnia 2021
Serial Zawód: Amerykanin czyli The Americans
Rodzina Jenningsów to nie Poszepszyńscy, rodzina jakich wiele, spotkacie ich na co dzień, spotkacie ich w niedzielę. Lepiej zresztą Jenningsów nie spotkać wcale, to znakomicie zwiększa szanse przeżycia. Tatuś Philip i mamusia Elizabeth jako szpiedzy KGB w latach osiemdziesiątych w SZA poczynają sobie obcesowo, ale rzadka to okoliczność, że możemy kibicować agentom radzieckim. Są i nieświadome niczego dzieci. Bardzo smutni i ponurzy są ci agenci, ale jeśli tylko ucharakteryzowani idą na misję, od razu stają się dowcipni lub uwodzicielscy, kiedy trzeba. Z wielu odcinków zapadło mi w pamięć Diatkowo, w którym motywem głównym była zemsta na zbrodniarce, która rozstrzelała setki radzieckich jeńców w czasie drugiej wojny. Zemsta słuszna, jeśli patrzy się na świat przez czarno-białe okulary. W ostatnim, szóstym sezonie akcja toczy się wokół waszyngtońskiego szczytu Reagan-Gorbaczow w 1987 roku. Ani słowem nie wspomniano o katastrofie w Czarnobylu, która zdarzyła się ponad rok wcześniej. W sezonie piątym Philip i Elizabeth romansują z pracownikami firmy, która tworzy nowe (... - ustawa o ochronie treści dzieł artystycznych). Elizabeth trafia szczególnie dobrze, bo uczony Ben Stobert (grany przez Bretta Tuckera) to kawał przystojnego chłopa praktykującego tai chi (sezon 5, odcinek 6). Gdybym był starym oblechem, to wyczochrałbym jego feng shui, aż by mu reiki po czakramach się sturlały.
Deus meus Zeus
Nie, niestety nie zostałem wyznawcą Zeusa, za to zauważyłem, że Zeus jest świetnym chwytem erystycznym w dyskusjach o wierze, zwłaszcza wobec argumentów „naiwnych”. Nienawidzisz Boga! - zarzuci mi chrześcijanin lub muzułmanin. Tak jak ty nienawidzisz Zeusa - odpowiadam. „Nienawidzę Jezusa, jak nienawidzę Zeusa” - tak mógłbym podsumować swoje stanowisko w kwestii nienawiści do bogów. Jest jednak pewien niuans: nie jest całkiem niedorzeczne mieć stosunek emocjonalny do postaci literackich, więc mógłbym na serio rozważać ewangelicznego Jezusa w kontrze do barona Harkonnena. Lub hrabiego Drakuli. Lub Świntusi Macabrescu. Spotykam się również z argumentem o pięknie wiary, a zwłaszcza piękna i cenna jest wiara „dziecinna”, tym piękniejsza i cenniejsza, jeśli żywi taką człowiek dorosły. Tyle że gdyby to była wiara w Zeusa lub świętego Mikołaja, chrześcijanin nie postrzegałby jej jako pięknej, a raczej zatroskałby się o zdrowie psychiczne wierzącego. Dziecinna wiara jest czymś najbardziej pożądanym przez Kościół katolicki, bo taki wierzący nigdy nie zapyta, czy to słuszne, że pieniążki z ofiar poszły na mazdę proboszcza lub że katecheta obściskuje ministrantów. I jest zgodna z Ewangelią (Mt 18:3, Mk 10:14, Łk 18:17). Nieważne, że Paweł mówił: Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce (1 Kor 13:11). Już widzę możliwe wykręty apologetów. To rzadka okoliczność, że miło mi zgodzić się z Pawłem przeciw Jezusowi.
Szkoła dla elity (sezon 4)
Seriale się zużywają, to jasne. (Nie dotyczy Matysiaków, ani W Jezioranach, ale to radio.) Scenarzyści czwartego sezonu pozostali wierni formule: toczy się śledztwo w sprawie nie do końca ujawnionej widzom, a w tle oglądamy zdarzenia, które doprowadziły do zajść dramatycznych (chociaż jest raczej na odwrót: to śledztwo jest w tle). Już w pierwszym sezonie zauważyliśmy, że ta hiszpańska młodzież jest strasznie wypalona, zwłaszcza seksualnie, w tym aspekcie zachowują się jak czterdziestolatkowie, którzy przećwiczyli całą Kamasutrę i to niejednokrotnie. W sezonie pierwszym zwróciliśmy uwagę na hiszpańskiego Dorocińskiego, a w czwartym - na przystojnego i bogatego Armanda. Każda matka chciałaby wydać swojego syna za taką partię. Ale uwaga! - pozory mylą.
Pierwszy świat niemieje z grozy i oddycha z ulgą - czyli serial Tacy jesteśmy
Zgodnie z dzisiejszą modą piloty seriali na ogół wcale nie są wystrzałowe, więc zdziwił mnie absolutnie genialny pierwszy odcinek. Bohaterami serialu są Pearsonowie, w zależności od planu czasowego tatuś z mamusią bez dzieci, potem z trojgiem naraz, bo wyszły im trojaczki (co prawda w dwóch trzecich), a potem dorosłe rodzeństwo, około czterdziestki, ze swoimi problemami, z mamusią, ale już bez tatusia, który był wyzionął kopytka. Szybko okazuje się, że główne perypetie bohaterów to problemy pierwszego świata podlane alkoholem, obciążone otyłością, szarpane irracjonalnymi atakami paniki itd. Co jakiś czas w świat Pearsonów wkracza nowa postać, zwykle według schematu „niesympatyczny okazuje się słodziutki”, co nawet udaje się dobrze (np. ojciec Randalla), a to sztuka niełatwa, by postać pozytywną uczynić interesującą. W serialu zdarza się parę razy okropny zabieg, by motywacje bohaterów uzasadniać retrospekcjami. Trochę się w nich pogubiłem, bo mam wrażenie, że czasem Kevin był dobrym bratem Randalla, a czasem złym, a na obie ewentualności znalazły się scenki z ich pacholęctwa. Jeszcze jedno: nie znam się na warsztacie aktorskim, więc może niesłusznie mi się zdaje, że aktor grający Jacka, milusiego tatusia, działa na nerwy, kiedy wypowiada swoje kwestie kiwając głową. Serial, jak się rzekło, stargetowany jest na pierwszy świat, ale nie zdziwiłoby mnie, gdyby był popularny w Rwandzie i na Haiti, gdzie wywoływałby powszechną wesołość na zasadzie „naprawdę nie macie większych zmartwień?!”.